Tysiące bomb atomowych na Związek Radziecki i między innymi kilkadziesiąt na jego sojusznika – czyli na Polskę. Odtajniono właśnie amerykańskie dokumenty, które jednoznacznie pokazują, co mogło się stać z państwami Układu Warszawskiego, gdyby w 1959 roku wybuchła III Wojna Światowa. W pierwszej fazie amerykańskie bomby termojądrowe miały spaść na lotniska dużych miast (by zniszczyć bombowce wroga i wyeliminować możliwość kontrataku) i centra dowodzenia. W kolejnej - bombowce niszczyłyby inne cele, używając do tego mniejszych, ale wciąż bardzo potężnych ładunków atomowych.
"Zawiń się w prześcieradło i czołgaj do najbliższego cmentarza"
Polecany artykuł:
Gdyby amerykański plan się ziścił, spore połacie ZSRR zamieniłyby się w atomową pustynię. Taki los miał też spotkać inne państwa Układu Warszawskiego (chociażby NRD, czy Polskę). Jak wynika z ujawnionych dokumentów, w razie wybuchu wojny Amerykanie chcieli zrzucić kilkadziesiąt bomb atomowych także na Polskę, sojusznika ZSRR. Oczywiście Sowieci mieli także swoje plany na ewentualność starcia z Amerykanami i w niektórych scenariuszach zakładały one również... zrzut bomb atomowych na Polskę (by powstrzymać wojska amerykańskie).
Jak widać, w razie wybuchu trzeciej wojny światowej Polacy nie mieli zbyt wiele powodów do optymizmu (choć byli i tacy, którzy zwietrzyli tu pewną szansę, patrz niżej). Ten swoisty fatalizm obrazuje dowcip, który krążył po Polsce w czasach PRL. "Co zrobić, kiedy na Polskę zaczną spadać bomby atomowe? Owinąć się w prześcieradło i czołgać w stronę najbliższego cmentarza".
Władysławowo i Łeba - "do zniszczenia". Trójmiasto miało zostać oszczędzone?
Wracając do planów zniszczenia rodem zza oceanu. Z upublicznionego przez amerykańskie Archiwa Narodowe dokumentu „"Studium Wymagań Broni Nuklearnej Strategicznego Dowództwa Lotniczego na rok 1959" wynika, że z miejscowości położonych najbliżej Trójmiasta amerykańskie bomby miały uderzyć we Władysławowo i w Łebę.
- Według tego dokumentu i listy, która została upubliczniona, Trójmiasto i najbliższe okolice nie miały stać się celem amerykańskiego ataku jądrowego – mówi nam Przemysław Mrówka, redaktor portalu historycznego Histmag.org i doktorant Uniwersytetu Warszawskiego.
Polecany artykuł:
Warto jednak dodać, że wspomniany dokument nie jest kompletny. To co można zobaczyć w sieci (odtajniony dokument znajdziesz tutaj) to tylko fragment amerykańskich planów, fragment, który najprawdopodobniej nie pokazuje wszystkich potencjalnych celów do zniszczenia w Polsce. Na odtajnionym dokumencie nie ma Trójmiasta, ale jest za to między innymi Poznań (spaść tutaj miało 20 amerykańskich bomb atomowych) i Warszawa (15 bomb).
Amerykanie wybierali tylko najważniejsze cele
Trudno mieć pretensje, że Gdańsk, Sopot, czy Gdynia mogły zostać oszczędzone w tej atomowej apokalipsie, jednak trzeba postawić tu pytanie. Brzmi ono oczywiście: Dlaczego? Dlaczego Trójmiasto nie znalazło się na liście celów amerykańskiej armii?
- Amerykanie musieli bardzo starannie wybierać cele. Pamiętajmy, że mówimy o roku 1959, więc Amerykanie bomb przenoszonych wrażliwymi bombowcami, nie rakietami. Siłą rzeczy musieli ograniczyć się do najważniejszych celów – tłumaczy historyk. - Mogli więc zbombardować cele administracyjne, dlatego na Warszawę miało spaść aż 15 bomb, albo cele stricte wojskowe, typu baza we Władysławowie. Trzecim celem były węzły komunikacyjne, chodziło o to, by zablokować natarcie wojsk drugiego rzutu armii radzieckiej. Z ówczesnego punktu widzenia Amerykanów, Trójmiasto mogło nie być aż tak istotnym celem, jak inne miasta w Polsce – dopowiada rozmówca ESKAINFO.pl.
Związek Radziecki zasypany bombami atomowymi. "W nocy by się tam świeciło"
Historyk zwraca uwagę na jeszcze jeden czynnik. - Amerykański plan ataku zakładał uderzenie na Związek Radziecki tysiącem bomb atomowych. Obrazowo rzecz ujmując, puszczono by tam tyle megaton, że w Rosji w nocy by się świeciło. Ale w państwach satelickich, a takim krajem była na przykład Polska, Amerykanie chcieli rozwiązać sprawę bardziej „na miękko”. Chodziło o to, by w jak najmniejszy sposób ucierpiała ludność cywilna. Stąd też bomb miało być tutaj zdecydowanie mniej i miały mieć one słabszą siłę rażenia.
"Nie ma się co obrażać na Amerykanów"
Na Polskę wciąż jednak miało spaść kilkadziesiąt bomb atomowych, a najsłabsze z nich miały mieć moc kilka raz większą niż bomby, które w 1945 roku spadły na japońskie miasta.
- Nie ma się co obrażać na Amerykanów, że w tamtych latach chcieli zbombardować polskie miasta. Z wojskowego punktu widzenia mamy takie położenie geograficzne, że jak ktoś chce zatrzymać Rosję, to najłatwiej zrobić to na terenie Polski. Pamiętajmy, że w tamtych latach byliśmy, wprawdzie nie z własnej woli, ale jednak, sojusznikami ZSRR i w razie ataku na Zachód kilka naszych armii miało tam walczyć – mówi historyk.
Byli Polacy, którzy czekali na amerykańskie bomby
Redaktor portalu Histmag.org przypomina także, że w komunistycznej Polsce nie brakowało ludzi, którzy z utęsknieniem czekali... na atomowy atak ze strony Amerykanów. - W czasach stalinowskich chodziło takie powiedzenie: „Truman, Truman, puść ta bania (bomba atomowa – przyp. red.), tu jest nie do wytrzymania”. Przynajmniej dla niektórych w Polsce pod rządami komunistów było tak źle, że jedyną nadzieją na wyzwolenie Polski była właśnie amerykańska interwencja. Nawet jeżeli oznaczałoby to atak atomowy na Polskę.