Nie mógł pogodzić się z odejściem żony. Tomasz K. leczył się psychiatrycznie
Jolanta K. była znaną i bardzo lubianą młodą przedsiębiorczynią. Wcześniej pracowała jako pomoc pielęgniarska w przychodni zdrowia w Kiełpinie. Najprawdopodobniej tam poznała o trzy lata starszego Tomasza K. - Zauroczył ją, naopowiadał jaką to prowadzi firmę, która układa bruk i ma mnóstwo pieniędzy. Wzięli ślub i zamieszkali u teściów - mówi znajoma Jolanty K. Kobieta cztery lata temu za namową siostry zwolniła się z przychodni zdrowia i razem z siostrą założyły salon piękności. Interes szedł bardzo dobrze. - Tam się drzwi nie zamykały. Siostra strzygła, a pani Jola robiła stylizację. Bardzo ją tu wszyscy lubili - mówi jedna z klientek.
Młoda przedsiębiorczyni usamodzielniła się, zaczęła zarabiać dobre pieniądze, kupiła sobie nowy samochód, zadbała o siebie. - Jola była atrakcyjną kobietą, lubiła towarzystwo, podróże, a jej mąż to taki dziwoląg, odludek. Nie układało im się, on pałał jedynie zazdrością. Nawet firma mu nie szła, bo zleceń nie miał za dużo. Wyprowadziła się i wniosła o rozwód. W lutym sąd wyznaczył rozprawę. Boże mój, nie doczekała tego - mówi reporterowi "Super Expressu" znajoma zamordowanej Jolanty K.
Mężczyzna miał sobie z tym nie radzić, bo nie mógł pogodzić się, że stracił swoją ukochaną. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, miał podjąć leczenie psychiatrycznie. - On był do grudnia 2023 r. w zakładzie psychiatrycznym - relacjonuje znajoma Jolanty K.
Tomasz K. aresztowany. Ze łzami w oczach wyznał straszną prawdę
Jak ustaliła prokuratura, wieczorem 10 stycznia, Tomasz K. zjawił się w salonie urody żony, kiedy ta zamykała salon. Była sama. Przyszedł najprawdopodobniej z trzonkiem od siekiery lub innym podobnym przedmiotem. - Ku…o co sobie wyobrażasz, po tym wszystkim mnie zostawisz - wykrzyczał przez zęby. I po tych słowach zaczął zadawać śmiertelne ciosy w głowę. Chciał zabić. Uderzenia były tak silne, że do dziś na podłodze widać zaschnięte ślady krwi w zaplombowanym przez policję salonie.
- Zataszczyłem nieżywą żonę do bagażnika jej samochodu i wywiozłem w pobliże torów do Mezowa - miał tak zeznawać Tomasz K.
Zazdrośnik ustawił samochód na przejeździe, sadzając Jolantę na miejscu kierowcy i uciekł. Szynobus z impetem uderzył w niebieską skodę. Wszystko wyglądało na wypadek do momentu, gdy śledczy odkryli w bagażniku wraku skody zaschnięte ślady krwi. Po zbadaniu okazało się, że należały do żony mężczyzny. W salonie 31-latki ujawniono kolejne ślady krwi. Policja zatrzymała Tomasza K., który przyparty dowodami do muru, już na pierwszym przesłuchaniu miał ze łzami w oczach wyznać okrutną prawdę. - Mężczyzna został przesłuchany i częściowo przyznał się do zbrodni - podała Grażyna Wawryniuk, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Gdańsku i dodała, że wyjaśnienia Tomasza K. będą teraz weryfikowane.
W sobotę, 13 stycznia sąd w Kartuzach zdecydował o tymczasowym aresztowaniu Tomasza K. Mężczyzna szedł na rozprawę spokojnie, tak jakby nie zdawał sobie sprawy z tego co zrobił swojej ukochanej. Sędzia przez prawie dwie godziny z przerażeniem słuchała jego wyjaśnień. Po tym zasądziła areszt. Tomasz K. przed swoim procesem trafi na obserwację psychiatryczną. Od opinii biegłych będzie zależało czy podejrzany odpowie karnie za zabójstwo żony.
Polecany artykuł: