Dramat pani Grażyny trwa nadal. Centralnie pod oknami domu, w którym 64-latka mieszka od 1974 roku, młody właściciel części posesji, zorganizował ogródek restauracyjny, gdzie odbywają się też wieczorne potańcówki z głośną muzyką. Obcy ludzie bawią się pod oknem pani Służałek do późnych godzin wieczornych. Ponadto przy domu zostały postawione dwa kampery, w których mieszkają najprawdopodobniej pracownicy współwłaściciela.
Jest jeszcze gorzej niż było. Dwa miesiące temu jeździły mi koparki i niszczyły mój ogród. Teraz mam dyskotekę do późnych godzin, obcy ludzie bawią się i chodzą pod moimi oknami. Musiałam schować śmietniki, bo wyrzucali do moich resztki jedzenia, butelki po piwie i pety. To jest niepojęte co się tutaj wyprawia. Do tej pory mam uszkodzony prąd i kanalizację. Poza tym dom jest zastawiony ze wszystkich stron. Pod oknem w kuchni mam bar, obok mam toi toi i jeszcze dwa kampery, w których mieszkają chyba jego pracownicy… Nie mam jak wyjść czasami. Nie mówiąc już o zaparkowaniu auta. Zastanawiam się co by było gdyby wybuchł pożar albo musiałaby przyjechać karetka. Nie mieliby jak się dostać. Mam już dosyć tej chorej sytuacji - opowiada załamana pani Grażyna.
Jak się okazało, mężczyzna, który zburzył spokój pani Grażyny jest właścicielem ⅓ części posesji i posiada księgi wieczyste. Pani Grażyna nie wie co może dalej zrobić. Wysłała już wszystkie możliwe pisma do różnych placówek. Niestety, urzędy nie mogą nic w tej sprawie zrobić.
Wysłałam zawiadomienie do prokuratury o naruszenie miru domowego, po tym jak włamał się dwa miesiące temu do mojego domu i groził mojej córce. Prokuratura uznała, że nie było to nic złego i oddaliła mój wniosek. To się w głowie nie mieści, że obcy mężczyzna może bezkarnie wejść do mojego domu. Obiecał mi na słowo katolika, że nigdy tego już nie zrobi. Nie konsultuje ze mną niczego, nie mówi o swoich pomysłach. Ja już nie reaguje, bo to nie ma sensu. Na tą chwilę mogę tutaj mieszkać, nie wyrzuca mnie. Wymyślił sobie jednak, że będzie remontować dom w stylu starodawnym. Nie wyobrażam sobie remontu całego domu ze mną w środku. Boję się co jeszcze może wymyślić - mówi zaniepokojona pani Służałek.
Ogródek restauracyjny ma być przez cały sezon pod oknem pani Grażyny. Dopiero we wrześniu ma zostać ściągnięty. Jedyne co dzieli 64-latkę od klientów są drzwi. Na szczęście do tej pory, pani Grażyna nie spotkała się z nieprzyjemnościami ze strony gości.
Obcy ludzie, którzy to wszystko widzą pytają mnie w jaki sposób dalej tutaj funkcjonuję. Jak żyje w takich warunkach. Szczerze, nie mam wyjścia. Nie mam się gdzie podziać, mam już swoje lata, nie wezmę teraz kredytu. Poza tym pewnie nikt, by mi go nie dał. Aby dostać się do środka muszę chodzić dookoła. Mam tylko kawałek chodnika. Wszystko trzymam w środku. Nawet śmietniki. Nie mogę otworzyć okna, bo zaglądają mi do środka. Nawet nie mam telewizji, bo została ściągnięta antena. Abonament muszę płacić dalej. Jedyne czego teraz pragnę to spokoju. Jestem wykończona. Nikt nie jest w stanie mi pomóc. Zostałam z tym wszystkim sama - mówi zrozpaczona pani Grażyna.
Polecany artykuł:
Kobieta walczy o spokój już od początku kwietnia. Jest bardzo zrezygnowana. Nie ma już nadziei na lepsze jutro. Boi się, że zostanie bez dachu nad głową. Ciągły lęk o swój dalszy los jest olbrzymim obciążeniem psychicznym dla pani Grażyny.