Bat na urlopowiczów. Nawet 2 tys. złotych kary za gotowanie obiadu na kwaterze nad morzem
Jak informuje "Wirtualna Polska", zakazy smażenia ryb są obwarowane karami finansowymi, a niektóre z nich sięgają 2 tys. zł! Są to naprawdę ogromne pieniądze. Tak jest między innymi w Mielnie, gdzie właściciel apartamentów wprowadził do regulaminu "zakaz smażenia ryb pod groźbą kary w wysokości 2000 zł". Według ustaleń dziennikarzy, w pobliżu Mielna dwie firmy oferujące domki na wynajem wpisały: "złamanie zakazu smażenia ryb (...) oznacza zgodę na pokrycie kosztów dearomatyzacji domku letniskowego w wysokości 1100 zł".
Zobacz: Paragon grozy! Nie uwierzycie, ile kosztowały dwa kebaby na wynos
Zakaz patroszenia ryb. Powód może zaskoczyć
"WP" podaje kolejny przykład, tym razem ze Stegny. "Złamanie tego zakazu jest równoznaczne z wyrażeniem zgody (...) na pokrycie kosztów w wysokości 500 złotych". Co ciekawe, w Pobierowie właściciel zabronił smażenia ryb - a nawet w ogóle "przygotowywania obiadów". Jego sąsiad nie tylko zabronił smażenia, ale również... patroszenia ryb.
- Ten smród wchodzi w ściany, tynki, a kafelki są popryskane olejem. Tego się nie da doczyścić i wywietrzyć w ciągu kilku godzin (...) - tłumaczy się administrator apartamentów z Mielna.
Polacy są załamani cenami nad morzem. - To jakiś kosmos
Polacy nad Bałtykiem płacą i płaczą. - Ceny są zdecydowanie za wysokie. Nie mam tu na myśli jakichś gofrów i lodów, bo to inna spawa. Ale żeby za obiad tyle zapłacić?! To jakiś kosmos! Nic dziwnego, że ludzie kupują i smażą sami. A teraz nawet tego im już nie wolno - mówi nam Kasia.
- Byłem w Kołobrzegu 10 dni na zachodniej stronie od falochronu. Skusiłem się na średniej wielkości dorsza z frytkami bez dodatków dla dwóch osób, zapłaciłem 98, 80 zł. Prawie stówa. Jak bym miał codziennie tyle płacić za obiad plus śniadanie i kolację, to bym się wykończył finansowo - pisze jeden z internautów.