W dniu tragedii Rafał L. wrócił do domu z Niemiec, gdzie pracował. Chciał zobaczyć się ze swoim rocznym synkiem. Umówił się więc z 21-letnią partnerką pod jednym z supermarketów w Kowalach pod Gdańskiem. Mężczyzna nie spodziewał się, że na miejscu będzie czekać na niego policja.
- W mediach krążą nieprawdziwe informacje o przypadkowym zauważeniu i zatrzymaniu Rafała, który miał być poszukiwany listem gończym. Prawda jest taka, że został wystawiony przez swoją partnerkę, która poinformowała policję o miejscu i godzinie spotkania z Rafałem. Z rozmów telefonicznych tuż po śmierci Rafała wnioskujemy, że doszło między nimi do przepychanki słownej, po której zgłosiła Rafała na policję. Nie potrafiła się określić, co dokładnie zeznała policji. Co chwilę zmieniała wersję, z których wychodzi na to, że chciała się rozstać z Rafałem i zakazać mu spotkań z synkiem. Rafał bardzo kochał ją i swoje dziecko. Wiązał z nimi całe swoje życie i dlatego wyjechał do Niemiec, by móc zaspokoić ich potrzeby i zapewnić im wszystko, czego potrzebują - opowiada siostra zmarłego.
Do zatrzymania doszło 3 marca 2021 roku. Po godzinie 18:00 dwóch nieumundurowanych policjantów z Kolbud przystąpiło do obezwładnienia 41-latka. Z relacji rodziny wynika, że jeden z nich rzucił się od tyłu na Rafała i założył mu dźwignię na szyję, a drugi podbiegł do mężczyzny z przodu. Według świadków wyglądało to jak bójka między znajomymi, a nie zatrzymanie policyjne, dlatego nikt nie zareagował.
- Z opisów świadków oraz wpisów w internecie, całe zajście wyglądało jak zwykła przepychanka pomiędzy trzema znajomymi. Nikt nie chciał się wtrącać. Wiadomo, jak to jest... Rafał miał krzyczeć "Dusicie mnie! Łamiecie mi ręce! Nie mogę oddychać". Jeden z policjantów przygniótł mu szyję kolanem. Drugi zaś na nim siedział, chociaż brat był cały czas w kajdankach. Rafał stracił przytomność. Od naszego pełnomocnika dowiedzieliśmy się, że nieumundurowani nie zareagowali na to, nie podjęli próby reanimacji. Gdy przyjechali już oznakowani policjanci, też z Kolbud, stwierdzili zgon i mieli krzyczeć do tych pierwszych "Co wy robicie! Przecież on już nie żyje!". Zdjęli mu kajdanki i przystąpili do reanimacji. Czekali na karetkę. Nie wiadomo, jak długo minęło od utraty przytomności do podjęcia reanimacji, ani o której dokładnie przyjechała karetka. Zgon jest wpisany na godzinę 19:00 - opisuje zatrzymanie siostra Rafała L.
Od śmierci Rafała znaków zapytania pojawia się coraz więcej. Wstępna sekcja zwłok wykazała, że doszło do niewydolności krążeniowo oddechowej, że mężczyzna ma tylko zadrapania na kolanach i nadgarstkach. Jednak ze zdjęć od rodziny widzimy, że Rafał miał siniaka na szyi, zniekształcone ucho oraz wgniecenie za uchem, wciśniętą czaszkę i ślady otarcia na twarzy. Na jego nodze widnieją ślady w równych odstępach. Rodzina zmarłego sugeruje, że mogą być to ślady po paralizatorze, który rzekomo nie został użyty w trakcie zatrzymania. Ponadto, gdy siostra poszła po rzeczy zmarłego brata, okazało się, że zostały spalone przez medycynę sądową. Bliscy mają olbrzymie wątpliwości, czy rzeczy Rafała L. nie powinny zostać zabezpieczone i stanowić dowodu w sprawie.
Postanowiliśmy zwrócić się z szeregiem pytań do prokuratury. - Z dotychczas dokonanych ustaleń wynika, że mężczyzna był poszukiwany do odbycia kary pozbawienia wolności. Funkcjonariusze policji podjęli czynności w związku z uzyskaniem informacji dotyczącej miejsca, w którym może on się znajdować się. W trakcie oględzin zwłok oraz sekcji nie ujawniono wskazanych w pytaniu obrażeń. W trakcie czynności zatrzymania nie został użyty paralizator. Sekcja zwłok polega na oględzinach zwłok oraz na ich otwarciu w celu ujawnienia bądź wykluczenia obrażeń, a w przypadku ujawnienia, ustalenia ich mechanizmu. Funkcjonariusze podjęli takie czynności. W toku postępowania dokonano ustaleń w tym zakresie - odpowiedziała Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. - Dla potrzeb postępowania zabezpieczono zapisy dostępnych monitoringów, które podlegają analizie - dodała.
- Bardzo krzywdzący jest artykuł jednej z gazet, w którym piszą, że Rafał miał duże stężenie amfetaminy w organizmie. Z informacji, jakie my posiadamy, te stężenie było niewielkie i nie mogło się przyczynić do śmierci mojego brata. Mógł zażyć narkotyki kilka dni temu. Można je wykryć nawet do kilku tygodni. Rafał nigdy nie poszedłby na spotkanie z synkiem pod wpływem narkotyków. Ogólnie dużo jest rzeczy, które nas zastanawiają. Czemu nie został sprawdzony do tej pory monitoring ze sklepu? Jest tylko zabezpieczony. Dlaczego zostały spalone rzeczy Rafała? Chcemy dowiedzieć się tylko prawdy - mówi nam roztrzęsiona siostra zmarłego 41-latka.
Bliscy Rafała L. wspominają go jako kochającego ojca, który był zawsze dobry dla swojego jedynego synka.
- Partnerka Rafała jest bardzo podatna na sugestie, co nas nie dziwi, bo jest młoda. Byli tutaj u nas na Sylwestra. Ona wymykała się do niego z domu, bo jej matka nie chciała, by miała kontakt z Rafałem, by byli razem. Jego partnerka mówiła nam, że sama nie wie, co ma robić, że kocha Rafała, ale jej mamie nie podoba się to. Zawsze mogła na nas liczyć, oboje zawsze mogli na nas liczyć - opowiada szwagierka zmarłego.
W rozmowach partnerki Rafała L. z jego rodziną przyznała ona, że nie mówiła policji całej prawdy. - Ja wiem, że jestem winna całej tej tragedii, ale naprawdę nie chciałam tego. Tak bardzo cierpię. Oddałabym wszystko, żeby wrócił - czytamy w jednej z rozmów młodej kobiety z bliskimi zmarłego 41-latka.
Rodzina chce poznać prawdę o śmierci Rafała L. Bliscy mężczyzny pragną dowiedzieć się, czy doszło do przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy podczas zatrzymania. Mają wielką nadzieję na dotarcie do świadków, którzy widzieli całe zajście. Ich zdaniem relacje większej liczby osób mogłyby wnieść dużo do prowadzonego postępowania.