Śmiertelny wypadek w Zatoce Gdańskiej. Trzech żeglarzy utonęło w czasie rejsu
Kto jest winny spowodowania wypadku jachtu w Zatoce Gdańskiej, w wyniku którego zginęło trzech mężczyzn? Do tragedii doszło 8 kwietnia ub.r., gdy: Wojciech K., Adrian S., Michał Sz. i Marcin P. wypłynęli Delphią 24. Trzej pierwsi byli członkami Garden Space Sailing Team i przygotowywali się do nowego sezonu żeglarskiego. W czasie rejsu ich łódź wywróciła się kilkaset metrów od bulwaru w Gdyni, a wszyscy mężczyźni wpadli do wody, która miała wtedy 5-6 stopni Celsjusza. - Żeglarze byli ubrani w środki asekuracyjne, ochronne. Z informacji od sternika, który przebywa w szpitalu, mamy informację, że do wypadku doszło około godziny 12.00. Z niewiadomych przyczyn informacja do SAR została przekazana dopiero od właściciela jednostki, który samodzielnie wyruszył zaniepokojony na poszukiwania, to on znalazł i podjął z wody jedną osobę. Drugą osobę podjęli ratownicy SAR - relacjonował Sebastian Kluska, dyrektor Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa. Ocalałym z wypadku okazał się być sternik Marcin P.
Jak informuje dziennkbaltycki.pl, powołując się na raport Państwowej Komisji Badania Wypadków Morskich, jacht Delphia 24 był uszkodzony, i to do tego stopnia, że nie powinien nawet wypływać w morze. Do tego, że trzy ofiary zdarzenia doznały hipotermii, po czym straciły przytomność i utonęły, mogły poza niską temperaturą doprowadzić następujące czynniki:
- silny, sztormowy wiatr
- zmęczenie załogi spowodowane próbą podniesienia jachtu i utrzymania się przy jego kadłubie
- brak ciepłej odzieży i pianek opóźniających utratę temperatury ciała.
Prokuratura w Gdańsku wskazuje sprawcę wypadku. "Szereg zaniedbań"
Do tej listy trzeba teraz dołączyć następne zaniedbania, o których mówi prokuratura w Gdańsku. Śledczy właśnie umorzyli postępowanie w tej sprawie, ale to dlatego, że jako sprawcę wypadku wskazali jednego z trzech zmarłych mężczyzn. Kluczowa w podjęciu takiej decyzji okazała się opinia biegłego z zakresu rekonstrukcji wypadków morskich.
- W jego ocenie doszło do szeregu zaniedbań. Jednym z nich był m.in. brak na jachcie środków sygnalizacyjnych, jak flary i race, więc od razu po wywróceniu się łodzi cała załoga nie miała jak powiadomić służb. Z tego względu znacznie opóźniła się akcja ratunkowa - mówi Mariusz Duszyński z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Decyzja o umorzeniu postępowania nie jest prawomocna.