Miniony weekend potwierdził, że Polacy mają dość szaleństwa spowodowanego koronawirusem i marzą o odpoczynku. W czasach zarazy najbezpieczniejsze wydają się wakacje blisko domu, a to wykorzystują właściciele hoteli, pensjonatów, kwater, restauracji, barów, smażalni ryb, budek z lodami, goframi, zapiekankami, a nawet straganiarze sprzedający zabawki i pamiątki.
Kilkudniowy wypoczynek nad Bałtykiem kosztuje znacznie więcej niż tydzień w kurorcie nad Morzem Śródziemnym czy nad Adriatykiem. Nocleg w Ustce, na Półwyspie Helskim lub w Trójmieście dla rodziny z dwójką dzieci kosztuje ok. 440 złotych za dobę. Taniej, ale najwyżej o ok. 70 złotych można wynająć jednopokojowe mieszkanie daleko od plaży.
Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express - KLIKNIJ TUTAJ!
Obiad w barze w nadmorskiej miejscowości to wydatek przynajmniej 55 złotych za osobę. W tej cenie otrzymamy dwa kawałki rybki, porcję frytek i surówki. Taniej jest w budkach gdzie za zapiekankę zapłacimy 10 zł, a za pizzę z mikrofalówki 20 zł. Kufel zimnego piwa to wydatek 10 lub 12 zł. Podobnie kosztuje gofr z bitą śmietaną lub kręcone lody.
Polecany artykuł:
Rekordy cenowe biją też pamiątki na straganach. Flakoniki z piaskiem z bałtyckich plaż lub magnesy na lodówkę, a nawet pocztówki najczęściej zostały wyprodukowane w Chinach. Za azjatycką pamiątkę nad Bałtykiem trzeba zapłacić przynajmniej kilkadziesiąt złotych.
- Sumując to wszystko wynika, że kilka dni nad Bałtykiem kosztowało nas tyle co urlop w małej miejscowości Hiszpanii, nie wspominając już o wakacjach all inclusive w Egipcie lub w Turcji - mówi Dominika Brzozowska (30 l.) z Nowego Sącza, która od czwartku do niedzieli wypoczywała w Ustce wraz z mężem i synem Maciusiem (4 l.) i córeczką Magdą (1 r.).