Gdańsk. Koszmar na koczowisku na Zaspie
Przypomnijmy, że 24-latka mieszkała z dwuletnią córką w lesie w namiocie przez półtora miesiąca. Dziewczynka była chora, wychłodzona i głodna. Ostatecznie trafiła do szpitala, gdzie nadal przebywa. Wiadomo już, co stanie się z dzieckiem, gdy opuści lecznicę.
- Sąd Rodzinny działając w trybie zabezpieczenia, zdecydował o umieszczeniu dziecka w pieczy zastępczej wskazanej przez Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Gdańsku. Wszczęte z urzędu zostało też postępowanie o pozbawienie lub ograniczenie władzy rodzicielskiej nad małoletnią - przekazał w czwartek, 24 listopada, sędzia Tomasz Adamski, rzecznik Sądu Okręgowego w Gdańsku.
Oznacza to, że dwulatka po opuszczeniu szpitala trafi do rodziny zastępczej lub pogotowia rodzinnego. Decyzja w tej sprawie jeszcze nie zapadła.
Matka dziewczynki: „Widzi pan, w jakim jestem stanie”
Matka dziecka usłyszała w środę (23 listopada) zarzuty narażenia córki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Prokuratura chciała, żeby kobieta trafiła do aresztu, Sąd Rejonowy w Gdańsku zdecydował o zastosowaniu wobec niej dozoru policyjnego. 24-letnia kobieta miała spędzić minioną noc (ze środy na czwartek) w ośrodku dla osób bezdomnych. - Ale żeby mogła na dłużej przebywać w ośrodku, będzie musiała uzyskać skierowanie z MOPR – zaznaczył sędzia Tomasz Adamski, który starał się pomóc kobiecie.
Jak ustalił jednak korespondent PAP, nie trafiła na noc do żadnej z działających w mieście placówek dla bezdomnych kobiet. Prawdopodobnie wróciła do namiotu, choć w czwartek rano nie było jej na koczowisku.
Kobiecie pomogli natomiast lokalni dziennikarze, którzy zawieźli ją do psychologa, a następnie skierowali się do jednego z gdańskich ośrodków. Korespondent PAP przez krótką chwilę rozmawiał matką dziewczynki. Powiedziała, że jest roztrzęsiona. Nie chciała jednak wyjaśnić, dlaczego przebywała z dzieckiem pod namiotem i dlaczego przyjechała z okolic Lublina do Gdańska. - Widzi pan, w jakim jestem stanie - zaznaczyła.
Dziewczynce groziło niebezpieczeństwo
Przypomnijmy, że koczowisko znajduje się w lesie przy al. Jana Pawła II w Gdańsku. W poniedziałek, 21 listopada, pracownicy MOPR zostali zaalarmowani przez strażników miejskich, że w jednym z namiotów znajduje się malutka dziewczynka. Gdy strażnicy byli na miejscu, w namiocie znajdowały się trzy osoby, które nie pozwoliły wejść do środka. - Były agresywne i nie chciały wyjść z namiotu - powiedział inspektor Andrzej Hinz z gdańskiej straży miejskiej. Dodał, że zaprzeczały, że wśród nich przebywa małoletni. Mundurowi nie uwierzyli w ich zapewnienia i wezwali na miejsce patrol policji.
Policjanci w namiocie znaleźli dwuletnią dziewczynkę. - Ze środka wydobywał się dym papierosowy, a dwulatka wyglądała na wyziębioną i miała na sobie koszulkę z krótkim rękawkiem - przekazała wówczas oficer prasowa KMP w Gdańsku podinsp. Magdalena Ciska.
W środę kobieta została przesłuchana przez prokuratora i usłyszała zarzuty. - W okresie od października do 21 listopada, zamieszkiwała z dzieckiem w namiocie, przy ujemnej temperaturze powietrza, co spowodowało u niego rozstrój zdrowia poniżej siedmiu dni w postaci ostrego zapalenia nosa i gardła – powiedziała prokurator Prokuratury Okręgowej w Gdańsku Grażyna Wawryniuk.
Dodała, że dziecko było narażone na poważniejsze skutki, w postaci bezpośredniego niebezpieczeństwa ciężkiego rozstroju zdrowia, a nawet ciężkiego obrażenia ciała, w postaci wychłodzenia, powodującego ciężkie schorzenia, np. układu oddechowego.
Zaznaczyła, że nie ma informacji, żeby kobieta uciekała do Gdańska z powodu jakiekolwiek zagrożenia.