Do tragedii doszło 7 kwietnia 2020 r. w mieszkaniu Jerzego K., na jednym z osiedli w Słupsku (Pomorskie). Kuzyni wspólnie pili wódkę i piwo. W pewnym momencie doszło między nimi do kłótni. Śledczy ustalili, że jej tłem były wzajemne rozliczenia finansowe. Leszek Ł. dwa miesiące wcześniej, podczas wspólnej libacji, miał dać kuzynowi 100 zł na alkohol, którego ten nie kupił i nie oddał pieniędzy. Leszek Ł. dźgał kuzyna widelcem, uderzył go pięścią w twarz i gdy ten upadł na podłogę, sięgnął po nóż i nim zadawał kolejne ciosy po całym ciele Jerzego K. Było ich co najmniej 240. Na głowie, szyi, plecach, pośladkach, rękach i nogach Jerzego K. doliczono się 61 ran ciętych i 179 kłutych – wyliczał rzecznik Prokuratury Okręgowej w Słupsku Paweł Wnuk, informując w czerwcu o skierowaniu do sądu aktu oskarżenia przeciwko Leszkowi Ł. Jerzy K. zmarł na skutek wewnętrznego i zewnętrznego krwotoku, który był następstwem 10-krotnego przebicia płuc po ciosach zadanych w okolice pleców.
W śledztwie Leszek L. przyznał się do popełnienia zarzucanej mu zbrodni, ale momentu jej popełniania nie pamiętał. Został poddany obserwacji psychiatrycznej i biegli uznali, że w chwili popełniania zbrodni był poczytalny. Problem pojawił się już w toku procesu, gdy w kolejnych dwóch sporządzonych opiniach biegli mieli odmienne zdania. Ci ze Szczecina uznali, że Leszek Ł. miał zniesioną poczytalność gdy zadawał ciosy, a biegli ze Starogardu Gdańskiego ocenili, że był poczytalny, ale działał w stanie silnego wzburzenia. Sąd mimo tych trzech różnych opinii zamknął proces, wysłuchał mów końcowych, w których prokuratura chciała dożywocia, a obrona uznania oskarżonego za niepoczytalnego i 3 października miał wydać wyrok. Do tego jednak nie doszło. Proces wznowiono, bo sąd uznał, że chce jeszcze przeanalizować, co działo się z telefonem oskarżonego w dniu zabójstwa, sprawdzić jego lokalizację i połączenia, by skonfrontować te ustalenia z wyjaśnieniami Leszka Ł.