Dwa nieletni chłopcy mieszkali w namiocie pod domem brata. Ojciec zmarł, a matka trafiła do aresztu
Dwaj chłopcy w wieku 15 i 17 lat przeszli w życiu koszmar, a teraz nadal nie mają własnego domu. O sprawie napisało trójmiejskie wydanie "Wyborczej". W gminie Chojnice nastolatkowie mieszkali miesiącami w zwyczajnym namiocie, który rozbili na trawie przed domem swojego dorosłego, 21 letniego brata. Jak to możliwe? Ojciec chłopców nie żyje od wielu lat, natomiast ich matka w lipcu trafiła do aresztu pod zarzutem spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, za co może trafić za kratki na co najmniej trzy lata. Jej dzieci zostały same. Początkowo opiekowała się nimi sąsiadka, potem poszli do brata. Ten jednak mieszka w dwóch pokojach z kuchnią, bez łazienki. W domu mieszka pięć osób, w tym małe dziecko, a do tego 21-latek sam ma kuratora z powodu "bezradności opiekuńczo-wychowawczej".
Dwaj bracia są teraz w pogotowiu opiekuńczym w Gdańsku. Nie znaleziono jeszcze dla nich placówki na stałe
Jako że w ciasnym lokalu zamieszkiwanym przez brata z rodziną nie było dla nich miejsca, 15 i 17-latek byli zmuszeni do rozbicia namiotu na trawie przed domem. Jak to możliwe, że odpowiednie służby nie zareagowały? Cytowani przez "Wyborczą" przedstawiciele różnych instytucji zapewniają, że zrobili, co w ich mocy. Aktualnie chłopcy przebywają w pogotowiu opiekuńczym w Gdańsku. Jak piszą dziennikarze, o chłopcach mieszkających w namiocie dowiedzieli się pracownicy MOPR w Gdańsku, ale zawiadomili policję dopiero pod koniec wakacji. 1 sierpnia Sąd Rejonowy w Chojnicach wydał co prawda postanowienie o "natychmiastowym umieszczeniu małoletnich Piotra i Pawła w placówce opiekuńczo-wychowawczej", ale choć miało ją wskazać PCPR, nie zrobiło tego. Jak tłumaczą urzędnicy, w regionie nie ma miejsc w takich placówkach. Póki co chłopcy są bezpieczni w pogotowiu opiekuńczym, jednak nadal nie mają własnego domu.