Lechia i Wisła jako pierwsze drużyny wybiegły na boisko w nowym sezonie Lotto Ekstraklasy. Mecz otwarcia potwierdził, że polskie rozgrywki są nieprzewidywalne, a faworyt na papierze nie potrafi przekuć swoich atutów na wynik spotkania. Optyczną przewagę i więcej z gry mieli gdańszczanie. Po dwóch błędach defensywy z boiska schodzili jednak pokonani, co uznano za pierwszą dużą niespodziankę nowego sezonu 2016/17.
Lechia rozpoczęła mecz w Gdańsku z dwójką braci Paixao, oficjalnie debiutującym w barwach klubu z Gdańska Rafałem Wolskim oraz dwójką reprezentantów Polski, którzy nie trenowali ostatni zbyt dużo z powodu urlopów po Euro 2016. Pomimo tego trener Piotr Nowak postawił na Jakuba Wawrzyniaka i Sławomira Peszkę, dla którego wyjazd do Płocka był sentymentalną podróżą w czasie. To stadionie Wisły zaczynał swoją piłkarską karierę.
Na placu gry sentymentów nie było. To właśnie po przechwycie, a następnie dośrodkowaniu Peszki w 15. minucie meczu uderzeniem piłki głową Marco Paixao wyprowadził Lechię na prowadzenie. Radość biało-zielonych nie trwała zbyt długo. Osiem minut później Wisła wyrównała. Błąd krycia w polu karnym sprawił, że po dośrodkowaniu Dominika Furmana środkowy obrońca płocczan Przemysław Szymiński został bez krycia i błyskawicznie wykorzystał ten prezent od defensorów Lechii. O rzucie wolnym, po którym padła bramka też zresztą zadecydował błąd obrony, a konkretnie faul Mario Malocy.
Lechia próbowała odpowiedzieć i ponownie wyjść na prowadzenie. Wyraźnie brakowało jednak odpowiedniego tempa akcji i pomysłu na złamanie obrony przeciwnika. Niewiele dały też ofensywne zmiany trenera Nowaka, który delegował do gry Bartłomieja Pawłowskiego i Grzegorza Kuświka. W 75. minucie kolejny błąd obrony gdańszczan dał Wiśle rzut karny. Piłkę ręką w polu karnym blokował Jakub Wawrzyniak. Sędzia wskazał na "wapno", a ryzykowną "podcinkę" ostatecznie na gola z 16 metrów zamienił Dominik Furman, zawodnik meczu. Pojawienie się na placu gry Michała Maka nic nie zmieniło. Lechia z Płocka wraca na tarczy.
- To, że kontrolujemy mecz, nie znaczy, że musimy go wygrać. Po strzelonej przez nas bramce ta gra nie wyglądała w naszym wydaniu tak, jak powinna wyglądać. Wisła nie miała zbyt wiele argumentów, ale potrafiła wykorzystać stałe fragmenty gry, które ewidentnie przespaliśmy - komentował na pomeczowej konferencji występ swoich podopiecznych trener Lechii, Piotr Nowak.
Okazją do poprawienia nastrojów kibicom będzie kolejny mecz z Górnikiem Łęczna. Może jednak być to trudne zadanie, bo Lechia znów zagra na wyjeździe. Mecz 25. kwietnia o 18:00 w Łęcznej.