Futbol amerykański w Polsce?
Po pierwsze: Rugby to jest wyzwanie dla facetów, a nie tam jakiś futbol amerykański.
Po drugie: Co to w ogóle za sport, gdzie więcej jest przerw niż właściwej akcji?
Po trzecie: Jak oni śmiesznie wyglądają w tym swoim stroju, po co im ten cały ekwipunek?
Po czwarte: Futbol amerykański w Polsce to jacyś amatorzy, jak można ich porównywać do zawodowców?
Po piąte (z przymrużeniem oka): Co to w ogóle za nazwy drużyn? Seahawks, Panthers, Sharks? Gdzie jest nazwa sponsora, typu firma od kiełbasy, czy piwa?
Umówmy się, że wielu ludzi w Polsce nie ma zielonego pojęcia o tym sporcie. Przyznam, że ja też go nie miałem. Zamiast jednak bawić się w wyrocznię, postanowiłem sprawdzić, z czym tak naprawdę je się ten fenomen, którym przecież można nazwać futbol amerykański w Polsce.
Za oceanem najlepsi futboliści zarabiają grube miliony dolarów, mecze transmitują wszystkie stacje sportowe, a Amerykanie mają ten sport we krwi już od małego. U nas? No właśnie, jak to wygląda u nas? Kto w ogóle gra w futbol amerykański w Polsce? I po co?
Wchodzę na trening Wikingów
Na boisku Politechniki Gdańskiej trenują zawodnicy Wikingów. Drużyna z Gdańska gra obecnie w drugiej lidze i póki co nie radzi sobie tam zbyt dobrze. Zawodnicy mają trzy treningi w tygodniu, te przedmeczowe trwają nawet dwie i pół godziny.
Trafiam na jeden z nich. Zaczyna się od motywacyjnego monologu amerykańskiego trenera, który w "drugim życiu" jest nauczycielem angielskiego w prywatnej szkole. Michael Tirell Jr kładzie nacisk na zespołową grę i podkreśla, że mimo słabych wyników drużyny cały czas wierzy w zawodników. Ci ostatni słuchają w skupieniu, "gadka trenera" jest rzeczywiście niezła.
Nie tak dobra, jak kultowy monolog Al Pacino w filmie „Any Given Sunday” (który oczywiście Michael dobrze zna i uważa za znakomity), ale i tak niezła. Jeszcze trochę, a sam bym usiadł razem z zawodnikami i brał sobie do serca jego uwagi.
Grać może chyba każdy. „Jesteśmy braćmi!”
W sumie mógłbym nawet to zrobić. Na pierwszy rzut oka widać, że właściwie każdy mógłby znaleźć sobie tutaj miejsce. Wikingowie mają prawdziwych wielkoludów, mają umięśnionych gości, ale są też szczupli i niscy faceci. Ba, jest jeszcze lepszy kontrast - najmłodsi gracze liczą sobie tutaj kilkanaście lat, najstarszy ma ich aż 45.
Mimo wszystko nie czują się amatorami. Grają w drugiej lidze, należą do Polskiej Ligi Futbolu Amerykańskiego. Tak, przegrywają, ale jadą na tym samym wózku i ciągle się doskonalą.
- Czasem nie sposób uniknąć patosu, ale my tu naprawdę tworzymy wielką rodzinę. Kiedy tu przychodziłem, myślałem, że to po prostu banda chłopaków, którzy biegają i rzucają piłką. Tak nie jest, łączy nas zdecydowanie więcej. Traktuję to poważnie, to są moi bracia - mówi mi Piotr Zajkowski, który na boisku pełni funkcję człowieka, który ma złapać rzuconą do niego piłkę i utrzymać się z nią w pozycji pionowej jak najdłużej. Patrząc na masę i mięśnie niektórych graczy, widać, że to zadanie do wdzięcznych nie należy.
Futbol amerykański jest niczym... podbój Dzikiego Zachodu
Futbol amerykański to typowo amerykańska gra. Chodzi o to, żeby zagarnąć cudzą ziemię - za wszelką cenę. To jak podbój Dzikiego Zachodu - tłumaczy mi z kolei Igor Ściubeł, 17-latek, od niedawna gracz Wikingów. Do zasad jeszcze tutaj wrócimy.
Rozmawiam z zawodnikami, ale i oczywiście z trenerem.
Is it true: American Football – sport for pussies?
- Jasne, w Polsce słyszałem głosy, że futbol amerykański jest dla słabych (trener użył tutaj słów „for pussies” – i bynajmniej nie o kotki tu chodzi – przyp. red.), bo zawodnicy mają ten cały sprzęt na sobie. Jednak bez niego ludzie ginęliby na boisku. W rugby jest inaczej, odległość między zawodnikami jest mała, są podania do tyłu. A w futbolu amerykańskim biegamy do przodu i biegamy bardzo szybko. Niektórzy nie zdają sobie sprawy, jaka tutaj jest prędkość. - mówi amerykański trener polskiego, drugoligowego zespołu Wikingowie Gdańsk.
Rozmawiamy po angielsku, ale coach co jakiś czas wrzuca jakieś polskie słowa. Jest z tego znany. Jego zawodnicy do tej pory śmieją się z jego zdań w stylu esperanto: "pay your f..n składki!".
W futbolu amerykańskim „Ronaldo” nie zdziała za wiele
- To niebezpieczny sport. Uczymy się być agresywni, uczymy się atakować i zabierać piłkę za wszelką cenę - kontynuuje Michael. - Ale nie znam drugiego tak zespołowego sportu. W piłce nożnej Ronaldo, czy Maradona może sam przejść z piłką pół boiska i strzelić gola. W futbolu jest inaczej. Gwiazdy wiedzą, że bez wsparcia pozostałej 10. graczy na boisku, nie zdziałają za wiele. Tutaj każdy musi znać swoje miejsce i grać jeden dla drugiego - wyjaśnia Amerykanin. Przyznam, że robi to w taki sposób, że futbol amerykański zaczyna mi się podobać.
Wciąż jednak jeszcze nie wiem, o co tak naprawdę chodzi w tym sporcie.
Do tej pory widziałem to następująco: grupa gości robi akcję, która trwa kilka sekund i sędzia odgwizduje przerwę, a później znowu to samo i znowu. Trudno się w tym połapać, a na dłuższą metę jest to nieco nudne do oglądania.
Dobra, to o co chodzi w futbolu amerykańskim?
W sukurs przychodzi mi kapitan drużyny, a także... jej rzecznik. Rozmawiam z Pawłem Kaczanowskim, rozgrywającym Wikingów Gdańsk. Już na pierwszy rzut oka widać, że kapitan Wikingów mógłby mówić o futbolu amerykańskim godzinami. Ja nie mam aż tyle czasu, stąd próbuje zadawać konkretne pytania.
- Na początku byłem wielkim przeciwnikiem futbolu amerykańskiego, do momentu kiedy nie zrozumiałem zasad. Ale tak to jest, jak patrzymy na coś i nie mamy pojęcia na co zwracać uwagę, to będziemy negować i krytykować - mówi rozgrywający Wikingów.
To na co trzeba zwracać uwagę w futbolu amerykańskim? O co chodzi w tym sporcie? - pytam.
- Dzielimy się na formacje defensywną i formację ofensywną. Formacja ofensywna ma 4 szanse, by przedostać się z piłką 10 jardów do przodu, czyli około 10. kroków. Jeżeli przeciwnicy zatrzymają ich cztery razy, wtedy to oni przejmują piłkę i to oni atakują. Jeżeli jednak drużynie atakującej uda się zdobyć 10 jardów, rozpoczyna atak na kolejne 10 jardów. Jeżeli zdobędzie ich odpowiednio dużo, wtedy dostaje punkty - wyjaśnia Kaczanowski.
A touchdown? - to moje kolejne pytanie
- To inaczej przyłożenie. Drużyna zdobywa 6 punktów za to, że jej zawodnik dobiegnie z piłką do odpowiedniego pola na boisku.
Co motywuje zawodników? Płeć piękna? Co jeszcze?
Zaczynam powoli rozumieć, ale moje kolejne pytania są już mniej profesjonalne. - A jak z płcią piękną na trybunach? Kobiety garną się do futbolistów amerykańskich w Polsce?
-Zdecydowanie futbol amerykański w Polsce przyciąga piękne panie na trybuny. Powiem tak: jeżeli jesteś singlem i grasz w futbol amerykański, to duża szansa, że przestaniesz nim być - śmieje się Kaczanowski.
Dla wielu to będzie najlepsza reklama tego sportu. Ale płeć piękna na trybunach to oczywiście nie jedyna motywacja dla futbolistów amerykańskich w Polsce. Gracze z pierwszej ligi mogą spodziewać się pieniędzy za swoje występy (wciąż oczywiście śmiesznie małych w porównaniu do zarobków za oceanem), a finały transmituje nawet polska telewizja.
Rzeczywistość drugiej ligi futbolu amerykańskiego w Polsce jest zupełnie inna. - To jest pasja, zamiłowanie, pieniędzy nie otrzymujemy. Trenujemy tutaj, bo lubimy ten sport - mówi Wojciech Jasiński, kolejny Wiking. - Ja od lat chciałem grać w futbol amerykański. Interesował mnie ten sport. To typowo fizyczna, bardzo wymagająca dyscyplina - dodaje Zajkowski. - Do futbolu amerykańskiego przyciągnął mnie.. serial Friday Night Lights. Obejrzałem wszystkie sezony, pomyślałem: muszę samemu zobaczyć, jak się w to gra - dopowiada Kaczanowski.
Co czeka futbol amerykański w Polsce?
- Hollywood is Hollywood - śmieje się trener. - Tutaj w Polsce, w drugiej lidze musimy nawet płacić za autobus na mecz. Klub funkcjonuje ze składek, tyle ile mamy zawodników, tyle mamy pieniędzy.
Jaka jest przyszłość futbolu amerykańskiego w Polsce?
- Na pewno musimy edukować ludzi, o co tak naprawdę w tej grze chodzi. W ten sposób jest szansa, że młodzi ludzie będą chcieli trenować w polskich drużynach. Powiem Ci, że w Stanach przygodę z futbolem zaczynamy już w wieku 6 lat, w Polsce ten wiek to 18 i więcej. To jest kolosalna różnica. Na pewno trzeba też poprawić pewne mankamenty w polskich ligach, nie wszyscy dogadują się na szczeblu organizacyjnym - uważa amerykański trener.