Budowa pomnika Inki to inicjatywa społeczna, którą pomógł sfinansować rezydujący na Oruni arcybiskup Sławoj Głódź. W całą akcję mocno zaangażowali się księża salezjanie, Krzysztof Kosik, były radny miasta, a także przedstawiciele oruńskiej Rady Dzielnicy.
Pomnik, który kosztował kilkadziesiąt tysięcy złotych, stanął wczoraj na skwerze przy ulicy Gościnnej na Oruni, a dzisiaj został uroczyście odsłonięty. Mszy świętej przewodził arcybiskup Głódź.
W uroczystościach miał też uczestniczyć prezydent Andrzej Duda, ale inne obowiązki nie pozwoliły mu wziąć udziału w odsłonięciu pomnika Inki. Urząd prezydenta reprezentował Maciej Łopiński, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta. Władze Gdańska reprezentował z kolei wiceprezydent Piotr Grzelak.
Miasto nie finansowało budowy pomnika, ale wydało około 100 tysięcy złotych na zagospodarowanie terenu na skwerze przy Gościnnej. Mała architektura, chodnik, cokół, ławka - wszystko to znalazło się na skwerze, na którym stoi już pomnik Inki. Przedstawiciele magistratu myślą już o kolejnej inwestycji - pomnik ma być oświetlony, a także monitorowany.
Pomnik na Oruni nie wszystkim się podobał
Warto wspomnieć, że jeszcze kilka dni temu ważyły się losy pomnika na Oruni. Niektórym radnym miasta nie podobał się sam wygląd pomnika, a także fakt, że ich zdaniem, wszystkie pozwolenia były załatwiane na ostatnią chwilę. Z takim postawieniem sprawy nie zgodzili się oczywiście inicjatorzy całej akcji.
Na ostatniej sesji Rady Miasta miejscy rajcy jednogłośnie zagłosowali jednak za uchwałą, która pozwoliła na ustawienie pomnika na gdańskiej Oruni.
Kim była Danuta Siedzikówna, ps. Inka?
Trudno o bardziej wstrząsający i wzruszający scenariusz z czasów wojny niż historia Danuty „Inki” Siedzikówny.
Na początku wojny jej ojciec został wywieziony przez Sowietów, udało mu się wydostać z ZSRR wraz z Armią Andersa, ale umarł niedługo później. Jej matka ginie w Polsce, zamordowana przez Gestapo. Sama „Inka”, która na początku wojny miała zaledwie 11 lat, kilka lat później wstępuje do Armii Krajowej.
Już po wojnie wraz ze swoim oddziałem została aresztowana przez grupę NKWD-UB. Udało się jej wydostać z niewoli, nawiązała kontakt z przedstawicielami antykomunistycznego podziemia, w tym z dowódcą jednego ze szwadronów legendarnego majora Zbigniewa „Łupaszki” Szendzielarza. Wkrótce zostaje ponownie aresztowana, tym razem w Gdańsku. Ta 18-letnia wówczas dziewczyna w trakcie śledztwa jest bita i poniżana. Już w tak zwanej wolnej Polsce zostaje skazana na karę śmierci.
28 sierpnia 1946 roku staje przed plutonem egzekucyjnym, składającym się z polskich oficerów. Według świadka tamtej egzekucji „Inka” zdążyła jeszcze krzyknąć przed śmiercią: „Niech żyje Polska! Niech żyje „Łupaszko”!