Jak informuje magazyn.wp.pl, Jerzy Marczyński, który powodując wypadek w Gdańsku, zabił 32 osoby, był ceniony w pracy, a do tego planował ślub z ukochaną kobietą. 39-letni mężczyzna miał za sobą 18 lat spędzonych za kółkiem, ale 2 maja 1994 roku całe jego życie wywróciło się do góry nogami.
"Kierowcę się błagało, żeby zabrał". Zginęły 32 osoby [CZYTAJ WIĘCEJ]
Na prostym odcinku drogi, przy słonecznej pogodzie zdecydował się wyprzedzić jadącą przed nim ciężarówkę. Po zakończeniu manewru, około 500 metrów od przystanku w Kokoszkach w Gdańsku, autobus zjechał na prawy pas, ale w tym momencie pękła prawa przednia opona. Pojazd zjechał na pobocze i uderzył w drzewo, które wbiło się w niego na głębokość czterech metrów.
Czytaj też: Rząd zakaże przemieszczania się? Prace już trwają
W Kokoszkach w Gdańsku zginęły aż 32 osoby, co sprawia, że wypadek drogowy pochłonął najwięcej ofiar w historii Polski. Stało się tak m.in. za sprawą tego, że pojazd był przepełniony, jako że podróżowało nim aż 75 pasażerów, w czasie gdy powinno ledwie 51.
Ludzie leżeli na drodze, na polu, pod drzewami, w środku były zmiażdżone ciała, a pierwsza karetka pogotowia pojawiła dopiero po ok. 20 minutach. 25 osób zginęło na miejscu, w drodze do szpitala kolejne dwie, następne trzy najbliższej nocy, a po tygodniu bilans ofiar wzrósł do 32. Wszyscy podróżujący autobusem, w tym sam Marczyński, odnieśli rany, z czego wielu miało poważne obrażenia.
- Schodek, na którym stałem, zapadł się pode mną. Ocknąłem się dziesięć metrów przed autobusem. Instynktownie czołgałem się przed siebie, byle dalej. Miałem poranioną całą lewą stronę ciała i zmiażdżoną nogę - opowiada pasażer Arkadiusz Murawski, cytowany przez magazyn.wp.pl.
Polecany artykuł:
Jerzy Marczyński, który zabił 32 osoby, został uznany w 1999 r. przez Sąd Rejonowy w Gdańsku winnym umyślnego sprowadzenia niebezpieczeństwa katastrofy i nieumyślnego spowodowania jej. 44-letniego wtedy mężczyznę skazano na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 4, a konsekwencje ponieśli także szef stacji obsługi technicznej PKS w Gdańsku i zastępca dyrektora ds. technicznych firmy, którzy otrzymali wyroki, odpowiednio, roku i 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata.
Sąd w Gdańsku podjął taką decyzję, biorąc pod uwagę nie tylko przepełnienie autobusu, ale też fakt, że w momencie wypadku miał niesprawne hamulce. Zdaniem biegłych pojazd jechał ponadto ok. 60 km/h, czyli szybciej, niż wynosiło ograniczenie prędkości w tym miejscu.
Jak informuje magazyn.wp.pl, swoje spotkanie z Jerzym Marczyńskim wspomina dziennikarka Ryszarda Wojciechowska, która rozmawiała z nim wiele lat po wypadku w Gdańsku.
- Był już wrakiem człowieka. Narzeczona od niego odeszła, do końca życia mieszkał z matką. Opowiadał mi, że bolało, kiedy słyszał: ty morderco. Krył się, żeby go nie zlinczowali. Nigdy już nie poradził sobie z poczuciem winy, zmarł w 2014 roku. Moim zdaniem on był ostatnią, trzydziestą trzecią ofiarą tego wypadku - mówi kobieta, cytowana przez magazyn.wp.pl.
Wypadek teraz w Białej. Dwie osoby NIE ŻYJĄ! Ciężarówka staranowała hyundaia. Są utrudnienia
Polecany artykuł: