- Paweł był człowiekiem czynu. Wiem, że nigdy nie zabiegałby o pomniki, upamiętnianie w materialny sposób. Ważne dla niego było działanie w imieniu wartości. Zapalmy te symboliczne znicze po to, żebyśmy mogli dzielić się dobrem, żeby to dobro promieniowało na cały kraj - mówiła wczoraj na Placu Solidarności wzruszona Magdalena Adamowicz, wdowa po zmarłym prezydencie Gdańska.
Rocznicowe obchody kontynuowano w pobliżu Katowni i Targu Węglowego. To tam dwa lata temu Paweł Adamowicz został zaatakowany przez uzbrojonego w nóż Stefana W. - Minęły dwa lata, a mi ta śmierć wciąż wydaje się nierealna, wciąż chce mi się płakać. Moja pierwsza myśl na wieść o zamachu... "Jest duży, silny, był ciepło ubrany". A potem te dłużące się godziny w szpitalu. Nadzieja, złość, modlitwa... Aż przyszła ta najgorsza wiadomość. Magdo, dziewczynki, Piotrze, drodzy rodzice... Nie ma słów, które otarłyby Wasze łzy, ale jesteśmy i będziemy z Wami - zwróciła się do rodziny Pawła Adamowicza jego następczyni Aleksandra Dulkiewicz.
Gdy przemówienia dobiegły końca, na płycie kamiennej ku czci tragicznie zmarłego prezydenta Gdańska złożono znicze i białe róże. Następnie wszyscy zebrani przeszli ulicą Długą. Z Ratusza Głównego Miasta wybrzmiał utwór "The Sound of Silence", który przed dwoma laty stał się nieodłącznym symbolem wspominanych dziś dramatycznych wydarzeń.