Polecany artykuł:
Zatonięcie promu pasażersko-samochodowego "Estonia" to największa katastrofa na Bałtyku po II wojnie światowej i jedna z największych w historii, nie licząc okresu działań wojennych. W wyniku zatonięcia statku, do którego doszło w nocy z 27 na 28 września 1994 r. u wybrzeży Finlandii, śmierć poniosły 852 osoby, w tym trzej Polacy z orkiestry Henryka Goja.
Większość utonęła lub zmarła z powodu długiego przebywania w wodzie o niskiej temperaturze, która miała wtedy nie więcej niż 10 stopni. Zginęły wszystkie dzieci poniżej 12. roku życia, a uratowało się 137 osób - przeważnie młodzi mężczyźni w dobrej kondycji. "Estonia" płynęła z Tallina do Sztokholmu trasą, którą pokonywała codziennie, wypływając ze stolicy Estonii zawsze o godz. 19. Na jej pokładzie w dniu największej katastrofy na Bałtyku znajdowała się wtedy Carita Charloth Barasinski. 29-letnia Szwedka była żoną Piotra Barasińskiego z Gdyni, Polaka, który wyemigrował do Szwecji.
Barasiński szukał ciała żony przez kilka lat, bo złożył jej obietnicę, że jeśli kobieta umrze przed nim, pochowa ją w rodzinnej Uppsali w Szwecji. Pieniądze z ubezpieczenia przeznaczył na zorganizowanie ekspedycji, po tym jak zawiodły jego prośby kierowane do Ambasady Szwecji w Polsce oraz tamtejszego ministra sprawiedliwości i premiera. Interwencje dyplomatyczne były niezbędne, dlatego że zarówno Estonia, Finlandia, jak i Szwecji nie wyraziły zgody, by w rejonie wraku prowadzono jakiekolwiek poszukiwania.
Urodzony w Gdyni mężczyzna wynajął w lipcu Polskie Ratownictwo Okrętowe, korzystając z pomocy niemieckiej dziennikarki Jutty Rabe. W akcji brał udział m.in. znany nurek z Gdańska Jerzy Janczukowicz (zmarł w tym roku-przyp.red.), z którym skontaktował się Barasiński.
- (...) Poprosił, żebym odnalazł jej ciało. Powiedział mi, jak wyglądała i że była ubrana w czerwoną kurtkę. Podczas oględzin wraku automatyczna kamera natrafiła na jej zwłoki. Wyglądała tak, jak ją opisał, była ubrana w tę kurtkę, o której mówił. Miałem zejść do wraku i wydobyć jej ciało. Niestety władze nie godziły się na to, doszłoby do precedensu, bo wówczas rodziny pozostałych ofiar domagały by się tego samego. Wówczas było to niemożliwe - wspomina Janczukowicz w rozmowie z trojmiasto.pl.
W akcji poszukiwania ciała żony Barasińskiego przeszkadzał ponadto jeden ze szwedzkich lodołamaczy, który celowo wzburzał wodę, by utrudnić całej ekipie nurkowanie. Pochodzący z Gdyni Polak musiał się wycofać, choć przez kolejne lata nie ustawał w wysiłkach, by zorganizować kolejną ekspedycję. Na przeszkodzie ciągle stawały jednak przepisy dotyczące katastrofy "Estonii", które w 2000 r. ratyfikowała też Polska. Barasiński zmarł na nowotwór w 2006 r. Został pochowany na cmentarzu w Uppsali w Szwecji, gdzie wybudował symboliczny nagrobek na pamiątkę swojej żony, której złożył wzruszającą obietnicę.