Wypadek w Słupsku. Kim jest zatrzymany Gerard B.? "Król życia"
Gerard B., który w niedzielę (23 czerwca) rozjechał motocyklistę na skrzyżowaniu w Słupsku, czuł się praktycznie nietykalny. Reporter "Super Expressu" ustalił, że kilka minut przed straszliwym wypadkiem sportowy mercedes pojawił się przed kebabem. Mężczyzna kupił jedzenie i po wrzuceniu do sieci paragonu, popędził przez miasto. Według świadków jeździł po mieście z ogromną prędkością. - Ma pieniądze, bo to bananowy synuś tatusia. Rodzice mają kasę, mają interesy w Danii i Hiszpanii, a ten "król życia" kreował się na gangstera - mówi nasza rozmówczyni w rozmowie z "Super Expressem".
Gerard B., jak wynika z mediów społecznościowych, dorastał za granicą. Fascynowały go drogie samochody, sporty walki, siłownia i luksus. Mężczyzna dobrze mówi po duńsku i angielsku. W Słupsku praktycznie jest nieznany. Ma w bloku, w mieszkaniu, założoną spółkę. W mieszkaniu, które odwiedziliśmy, nikogo nie zastaliśmy. Spółka nie ma strony internetowej, nie można też dodzwonić się do niej na podany numer na archiwalnej stronie internetowej. Profil działalności firmy Gerarda B. to budownictwo specjalistyczne, prawdopodobnie instalacje oświetlenia LED.
Obecnie mężczyzna jest zatrzymany. Prokuratura prawdopodobnie wyda komunikat w sprawie zarzutów. Niebawem mają być też znane wyniki badania krwi na obecność narkotyków i alkoholu u 35-latka.