"Bohomazy" i "bazgroły". Tak najczęściej pozostawiane na elewacjach budynków obrazki opisują mieszkańcy Gdańska. Z prawdziwą plagą tego zjawiska już od kilku lat walczy Śródmieście. Jeszcze niedawno graffiti królowało tam na podwórkach czy dziedzińcach. Dziś uliczni "artyści" są zdecydowanie śmielsi i ze swoją "sztuką" dosłownie wchodzą turystom w... obiektyw.
- W Gdańsku nie można zrobić zdjęcia. Piękna kamienica, cudowne zdobienia, a na dole... jakieś "maziaje" - żali się jedna z turystek.
Z problemem już od dłuższego czasu próbują walczyć władze miasta. - Z infrastruktury publicznej, np. mostów, murków oporowych, staramy się na bieżąco usuwać zamieszczone przez grafficiarzy napisy. Musimy jednak pamiętać, że w przestrzeni Śródmieścia panują zupełnie inne zasady i w przypadku kamienic musimy zawsze dobierać metodę oczyszczania dostosowaną do struktury tynku. To stare budynki, więc musimy o nie zadbać jak najlepiej - mówi Karina Rembiewska, Pełnomocnik Prezydenta Miasta Gdańska ds. Śródmieścia.
Za złapanie na gorącym uczynku grafficiarz może dostać nawet do 1500 złotych mandatu. - W tym zakresie działa policja i straż miejska. W ubiegłym roku udało nam się złapać dwóch grafficiarzy. W takiej sytuacji sprawcy muszą się liczyć z mandatem, a także nakazem usunięcia swoich "obrazów" - dodaje Karina Rembiewska.
W walce z graffiti może pomóc także ubezpieczenie kamienicy. Wówczas wszelkie koszty naprawy związane z odmalowaniem elewacji ponosi ubezpieczyciel.