Jak poinformowała za pośrednictwem Polskiej Agencji Prasowej rzeczniczka Oddziału Żandarmerii Wojskowej w Elblągu kpr. Daria Lubianiec, działania prowadzone w ostatnich dniach nie przyniosły przełomu w poszukiwaniach. Dodała również, że nie ma potwierdzenia, że rzeczy, które służby odnajdywały w trakcie przeczesywania terenu Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego należały do Grzegorza Borysa.
- Cały czas są one poddawane analizie - informuje kpr. Daria Lubianiec.
W piątek, 3 listopada, czyli równo dwa tygodnie od zabójstwa, służby zawęziły teren poszukiwań w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym. Ich działania skupiają się na 2 hektarach wokół zbiornika Lepusz, po drugiej stronie osiedla, gdzie mieszkał poszukiwany 44-latek.
W piątek rzeczniczka pomorskiej policji kom. Karina Kamińska mówiła, że wygrodzenie terenu wokół zbiornika wynika z konkretnych informacji i z zabezpieczonych śladów, które zebrali funkcjonariusze. Podkreśliła, że policjanci nie wykluczają, że Grzegorz Borys nie żyje.
- Przeszukiwany teren jest trudny i niebezpieczny, obfituje w mokradła, grzęzawiska i trudno dostępne miejsca - tłumaczy kom. Karina Kamińsk. - Mimo sprawdzenia zbiornika przez nurków wojskowych oraz strażaków-nurków ze Specjalistycznej Grupy Ratownictwa Wodno-Nurkowego "Gdańsk" nie zdołano dotrzeć do wszystkich części tego terenu, z tego powodu do jego przeszukiwania będzie wykorzystywany specjalistyczny sprzęt. Aby dokładnie i bezpiecznie przeszukać ten teren, trwają konsultacje z ekspertami, m.in. z zakresu hydrologii.
W trakcie poszukiwań od samego początku Żandarmeria Wojskowa wykorzystuje specjalistyczny sprzęt m.in. bezzałogowce czy georadar, a także noktowizję i termowizję. W akcję zaangażowane były helikoptery wojskowe i psy służbowe.
Grzegorz Borys jest podejrzany o zabójstwo sześcioletniego syna Aleksandra, do którego doszło w piątek 20 października w bloku przy ul. Górniczej w Gdyni-Fikakowie.