Janusz Szostak zmarł niespodziewanie w piątkowy poranek, 10 grudnia 2021 roku, we własnym domu. Pani Aldona Błaszczyk-Szostak robiła wszystko, by ratować życie męża. Niestety, długa reanimacja nie przyniosła rezultatu. Jak wyglądały ostatnie dni życia doświadczonego dziennikarza śledczego? - Janusz czuł się coraz gorzej, nie miał na nic sił. Na co dzień w stu procentach poświęcał się pracy, pisaniu i pomaganiu innym ludziom. W ostatnich dniach było go jednak zdecydowanie mniej. Próbował coś robić, ale zdrowie nie pozwalało. W końcu zaproponowałam wezwanie karetki, ale Janusz twierdził, że z jego zdrowiem zawsze bywało dobrze i wszystko wróci do normy. Kiedy już sama wezwałam karetkę, zrobili mu saturację i EKG. Powiedzieli nam, że mogą zabrać Janusza do szpitala, ale zasugerowali też, że jest dużo chorych. Mąż uznał, że lepiej będzie, jak zostanie w domu. Nie chciał pić, nie chciał jeść. Trochę czasem pił na siłę, ale nadal zdecydowanie mniej jadł. Dzień przed śmiercią poszedł do łazienki, umył się i poszedł spać. Około 3:00 nad ranem się obudziłam. Mąż miał coraz słabszy oddech. Pojechałam jeszcze do apteki, ale leku nie było. Jak wróciłam, to się zaczęło - wspominała w rozmowie z dziennikarzem "Super Expressu" Aldona Błaszczyk-Szostak.
Janusz Szostak nie żyje. Zobacz galerię zdjęć:
- Byłam bardzo roztrzęsiona. Po kolejnym telefonie na pogotowie czekaliśmy bardzo długo. Te wszystkie procedury teraz tyle trwają. Zadzwoniłam też do swojego lekarza. On z żoną również wzywał do nas karetkę. Przy każdym telefonie zadawali serie głupich pytań. Takie miałam wtedy odczucia. W międzyczasie kazano mi reanimować męża. Mówiłam, że to niemożliwe, że on nie żyje. Karetka minęła nasz dom i medycy musieli jeszcze zawracać. To wszystko trwało bardzo długo, może nawet z 50 minut od wezwania pomocy - tłumaczyła żona Janusza Szostaka.
Co się stało, gdy karetka dotarła na miejsce? - W końcu wszedł ratownik medyczny. Spojrzał na mnie w taki nieoczywisty sposób. Poszedł po lekarza. I lekarz, gdy tylko przyszedł, stwierdził, że mąż nie żyje. Zapytałam go, czy sobie ze mnie żartuje. On odparł: "Ja tu nie jestem od żartowania". Byłam w szoku. Zrobili wydruk i pokazali mi kartkę, że jest prosta linia. Wcześniej bardzo długo męża sama reanimowałam, będąc w domu. Dla mnie to była cała wieczność - mówiła Aldona Błaszczyk-Szostak, nie kryjąc emocji.
- Mam żal, że jak się dzwoni na 112... Już nawet sama nie wiem. Oni strasznie błądzili, nie mogli trafić do naszego domu - dodała łamiącym się głosem żona Janusza Szostaka.
Fundacja Na Tropie, prowadzona przez zmarłego Janusza Szostaka, pomogła w poszukiwaniach wielu zaginionych osób. Sam dziennikarz śledczy mocno angażował się w wyjaśnienie sprawy zniknięcia Iwony Wieczorek, o czym napisał nawet dwie książki. - Jeszcze nie wiemy, co dalej stanie się z fundacją, kolejną książką, którą mąż pisał. Pomaganie innym ludziom było dla niego sensem życia. Uwielbiał to, czym się zajmował. Teraz musimy przemyśleć, co dalej robić - zakończyła Aldona Błaszczyk-Szostak.
Zaledwie kilka dni przed śmiercią Janusza Szostaka miała miejsce premiera jego najnowszej książki pt. "Więzienny świat. Korupcja, przemoc, seks". Autor zdążył opowiedzieć nam o tej niezwykłej publikacji w swoim ostatnim wywiadzie, którego fragmenty znajdziesz w osobnym artykule [TUTAJ].