Karambol na S7. Obrońca Mateusz M. mówi o traumie klienta
Nie tylko rodziny ofiar karambolu na S7 w Borkowie pod Gdańskiem przeżywają tragedię, bo to również traumatyczne chwile dla Mateusza M., domniemanego sprawcy katastrofy - mówi w rozmowie z "Faktem" prof. dr hab. Jan Widacki, obrońca 37-latka. Adwokat podkreśla, że jego klient jest w na tyle złym stanie, że nie może wziąć udziału w badaniach: psychologicznych, psychiatrycznych i lekarskich, które są niezbędne dla dalszych losów śledztwa.
Podejrzany o spowodowanie wypadku pozostaje na razie na wolności, z codziennym obowiązkiem stawiennictwa na policji, ale brak aresztu dla mężczyzny skrytykowali wcześniej śledczy. Jak powiedział Wojciech Dunst, prokurator rejonowy w Pruszczu Gdańskim, pojawiły się obawy, że Mateusz M. może utrudniać postępowanie, a nawet sposobić się do ucieczki za granicę. Widacki przekonuje, że to niemożliwe. Dalsza tekstu poniżej.
On ma stałe miejsce zamieszkania, ma stałe miejsce pracy, ma rodzinę, jest człowiekiem ustabilizowanym społecznie, zawodowo, nigdy nie był karany. Jakie miałby możliwości ukrywania się, ucieczki? Gdzie można uciec? Na Białoruś? Do Korei Północnej? To jest nierealne. Nie ma tutaj realnego niebezpieczeństwa. Sąd prawidłowo ustalił, że dozór policji jest wystarczający
- powiedział "Faktowi" obrońca 37-latka.
Mecenas Widacki nie wyjawił, czy jego klient powiedział mu, co się działo tuż przed karambolem na S7, powołując się w tej sprawie na tajemnicę adwokacką. Zapewnił natomiast, że "nikt nie kwestionuje tego, że to Mateusz M. był kierowcą i nikt nie kwestionuje tego, że wjechał tirem w kolumnę samochodów".