zginęły 4 osoby!

Tak mogło dojść do karambolu na S7 pod Gdańskiem. Ekspert zwraca uwagę na jeden szczegół [REKONSTRUKCJA ZDARZEŃ]

2024-10-21 12:53

Wracamy do tragicznego karambolu, do którego doszło w piątek, 18 października. W karambolu życie straciły aż 4 osoby. Śledczy ujawnili, że wśród ofiar że są dwaj chłopcy w wieku 7 i 10 lat. Zarzut spowodowania katastrofy w ruchu lądowym usłyszał 37-letni kierowca tira, Mateusz M. Mężczyzna odmówił składania wyjaśnień i nie przyznaje się do winy. Biegli wciąż sprawdzają, co mogło być przyczyną tej tragedii. W tej sprawie skontaktowaliśmy się z ekspertem od analizy i rekonstrukcji wypadków drogowych z firmy Crashlab.pl, który zwraca uwagę na kilka bardzo ważnych aspektów, w tym m.in. sprawność techniczna pojazdu ciężarowego. Co mogło wydarzyć się chwilę przed dramatem?

Był piątek wieczór (18 października). Warunki do jazdy na S7 były bardzo dobre. Tego dnia odbywał się mecz Lechii Gdańsk. Nie dziwił zatem fakt, że po spotkaniu na trasie zaczął tworzyć się korek. Nic nie zapowiadało nadciągającej tragedii. Nagle, ok. godziny 23, rozpędzona do 89 km/h ciężarówka wbiła się w stojące w korku auta. Siła była potężna. Tir z impetem miażdżył auta przed sobą. Niektóre z nich stanęły w płomieniach. Łącznie w zdarzeniu uczestniczyło 21 pojazdów, w których jechało 56 osób

Zobacz: Koszmarny karambol na obwodnicy Gdańska. 4 osoby nie żyją, kilkunastu rannych. W jakim są stanie?

Skala tragedii zaskoczyła wszystkich. W karambolu zginęły cztery osoby, w tym dwóch chłopców w wieku 7 i 10 lat, którzy wracali z meczu piłkarskiego swojego ukochanego klubu. Świadkowie zdarzenia mówili, ze te wydarzenia zostaną z nimi na zawsze. Krzyk i płacz poszkodowanych...  - Sam z kolegą go ratowałem. Płomień szedł z tyłu auta i już się tak rozwinął, że tylne siedzenia były w ogniu. Zauważyliśmy kierowcę, "tatę", jak ręką machał po szybie. Dud, że przeżył, bo jak go wyciągaliśmy, to już się palił. Skóra, włosy, ciuchy po prostu wszystko... - opisuje w internecie mężczyzna.

Wszyscy uczestnicy tragedii oraz świadkowie zadawali sobie jedno pytanie: co tu się wydarzyło?! Odpowiedzialny tej tragedii jest 37-letni Mateusz M., który siedział za kierownicą ciężarówki. Według ustaleń Informacyjnej Agencji Radiowej, Mateusz M. to prezes jednej z firm transportowych, mających swoją siedzibę w województwie mazowieckim. Mężczyzna feralnego dnia miał przypadkowo prowadzić ciężarówkę. Zmusiły go do tego nieprzewidziane okoliczności. 37-latek miał zastępować innego kierowcę, który nie mógł wykonać kursu. Tuż po tragedii śledczy ustalili, że sprawca był trzeźwy oraz, że nie był pod wpływem żadnych środków odurzających. Obalono także tezę, która pojawiał się na samym początku, czyli to, że zatrzymany korzystał z telefonu komórkowego. Więc co mogło być przyczyną tej tragedii?

- Z tego, co się dowiedziałem, jest to klasyczne zdarzenie tego typu, czyli najechanie na tył pojazdów, które stoją w zatorze, lub też się wolno przemieszczają. Bardzo często do takich zdarzeń dochodzi na autostradach i drogach szybkiego ruchu. Do tego typu zdarzeń dochodzi regularnie, przy czym akurat ten był wyjątkowo tragiczny. Problem jest bardzo złożony i przyczyny tego typu zdarzeń są wynikiem wielu czynników. Paradoksalnie do takich wypadków dochodzi bardzo często w idealnych warunkach drogowych, w ciągu dnia, przy idealnej widoczności i suchej nawierzchni jezdni. Z zapisu tachografu pojazdu ciężarowego wiemy, że pojazd nie był hamowany przed uderzeniem. Ta informacja jest bardzo ważna. Kwestią otwartą jest to, czy brak hamowania wynikał z niewłaściwej obserwacji drogi przez kierującego, lub innych czynników mogących go rozpraszać, czy też hamowanie było niemożliwe z uwagi na awarię układu hamulcowego. Ustalenie tego wymaga jednak dogłębnej i szczegółowej analizy zgromadzonego materiału dowodowego, w tym przede wszystkim badań i opinii biegłych. W tym zakresie należy również ustalić, czy pojazd był wyposażony w systemy wspomagające kierującego tj. aktywny tempomat, lub tzw. asystenta hamowania. Często niestety systemy te są dezaktywowane przez użytkowników z uwagi na ich nieintuicyjne działanie - mówi "Super Expressowi" Rafał Bielnik z Craslab.pl, ekspert, specjalizujący się w analizach i rekonstrukcjach wypadków drogowych.

Ekspert zwraca także uwagę na czynnik ludzki, który mógł mieć istotne znaczenie dla zaistnienia tego wypadku. 

Przyczyną takich wypadków jest bardzo często nieuwaga kierowcy. Kierowca ciężarówki, na logikę, miał idealną pozycję, umożliwiającą  obserwację sytuacji na drodze przed pojazdem. Mamy informację, że kierowca nie korzystał z telefonu w trakcie zdarzenia. Nie jest to jednak jedyne urządzenie, które mogło odwrócić uwagę kierującego od sytuacji drogowej np. obsługa radia, nawigacji samochodowej. Wystarczy niestety nawet krótkotrwałe odwrócenie uwagi poprzez np. sięgnięcie po napój, lub coś do jedzenia. Niewykluczone także, że kierowca mógł być zmęczony. Jest szereg czynników, które powodują, że tak oczywisty manewr jak hamowanie nie został zrealizowany. Czy można w jakiś sposób próbować ratować się w tego typu sytuacjach, z punktu widzenia kierującego pojazdu uderzanego od tyłu?  Zatrzymujmy się w odstępie kilku, lub nawet kilkunastu metrów od pojazdu poprzedzającego z kołami skręconymi w prawą stronę. To wprawdzie nie zapobiegnie uderzeniu od tyłu, ale może pozwolić na uniknięcie uderzenia w pojazd poprzedzający i przemieszczeniu się w kierunku pobocza i bariery energochłonnej - możliwe jest w takim przypadku wyeliminowanie mechanizmu, który porównałbym do działania imadła  - precyzuje ekspert Craslab.pl.

Kierowca tira nie przyznaje się do winy

37-letni Mateusz M. w niedzielę, 20 października usłyszał zarzut spowodowania katastrofy w ruchu lądowym, zagrażającej życiu i zdrowiu wielu osób oraz mieniu wielkich rozmiarów. Mężczyzna nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Prokuratura złożyła wniosek o zastosowanie środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztu. Sąd jednak nie zgodził się na takie rozwiązanie. Podejrzany pozostanie na wolności, objęto go natomiast dozorem policyjnym. W jednostce policyjnej będzie musiał stawiać się codzienne, siedem dni w tygodniu.

Tragedia na S7. Trzy osoby nie żyją
Sonda
Czy policji uda się ustalić przebieg tragedii?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki