W piątek (18.10) po godz. 23 na S7 w kierunku Gdyni doszło do karambolu z udziałem 21 pojazdów: 18 samochodów osobowych i trzech ciężarowych. Kilka z nich zapaliło się. Śmierć poniosły cztery osoby, a 12 osób zostało rannych. Wśród poszkodowanych są dzieci.
Karambol na S7 pod Gdańskiem. Zginęły 4 osoby
Według wstępnych ustaleń policji, 37-letni kierujący pojazdem ciężarowym z naczepą najechał na tył poprzedzających pojazdów. Decyzją prokuratora mężczyzna został zatrzymany. Został przebadany na zawartość alkoholu przez policjantów, był trzeźwy. Zabezpieczono krew do dalszych badań. Policjanci zabezpieczyli również do badań mechanoskopijnych pojazd, którym kierował 37-latek.
Czytaj też: Karambol na S7 pod Gdańskiem. Auta płonęły jak pochodnie! Wstrząsająca relacja świadków. "Już się palił"
"Największa katastrofa od 1994 roku"
Onet rozmawiał ze strażakami, którzy pracowali na miejscu wypadku. Ich zdaniem wypadek na S7 to największa katastrofa drogowa od czasu wypadku z 1994 roku. Wówczas w Gdańsku Kokoszkach autobus dosłownie wbił się w drzewo. Pękła opona. Zginęły 32 osoby, a 45 zostało rannych.
Kierowca autobusu ucierpiał po wypadku fizycznie i psychicznie. W archiwalnym artykule opublikowanym w "Dzienniku Bałtyckim" możemy przeczytać, że "przed wypadkiem był szczęśliwym 39-latkiem, planował ślub. Tragedia zmieniła jego życie. Wiele osób nazywało go mordercą, przez lata był szykanowany przez sąsiadów i rodziny ofiar. Zaczął brać silne leki antydepresyjne."
Czytaj też: Szokujące ustalenia ws. karambolu na trasie S7 pod Gdańskiem. Kierowca ciężarówki nie hamował
Kierowcę autobusu skazano na 2 lata więzienia, w zawieszeniu na cztery. "Sąd uznał, że przed wyjazdem w trasę nie dopełnił wszystkich obowiązków kierowcy - nie sprawdził ciśnienia w oponach. Dodatkowo sędzia orzekający w tej sprawie uznał, że powinien był nie dopuścić do przeciążenia autobusu i jechać wolniej" - czytamy w artykule opublikowanym w "Dzienniku Bałtyckim". Mężczyzna zmarł w 2014 roku.