Gdańsk: Katastrofa autobusu w Kokoszkach. Lata mijają, a łzy nadal płyną po policzkach
Najbardziej tragiczny wypadek drogowy na terytorium Polski wciąż kryje wiele tajemnic. W 1999 roku kierowcę PKS-u skazano na dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery lata. Sąd Rejonowy w Gdańsku uznał, że mężczyzna dopuścił się umyślnego sprowadzenia niebezpieczeństwa katastrofy i nieumyślnie ją spowodował. Łagodniejsze wyroki usłyszeli mistrz stacji obsługi oraz zastępca dyrektora ds. technicznych, odpowiadający za dopuszczenie autobusu do ruchu. Przyczyn potwornego wypadku było jednak więcej.
Tragiczny kurs rozpoczął się punktualnie o godzinie 17:50 w Zaworach. Z przystanku na przystanek robiło się coraz bardziej tłoczno, jednak prawdziwy tłum dosiadł się w Kartuzach. W latach dziewięćdziesiątych była to norma. - Jeździłam PKS-em przez wiele lat. Autobusy zawsze były przepełnione. Kierowcę się błagało, żeby zabrał - pisze czytelniczka naszego portalu, wspominając dawne czasy. Choć później siedzący za kółkiem 39-latek nie chciał już wpuszczać więcej osób, w Żukowie uległ prośbom kolejnych pasażerów. Wtedy nie wiedzieli oni jeszcze, co za moment ich czeka.
Zobacz także: "Mnóstwo ciał, żadne nie było przykryte". Katastrofa autobusu wstrząsnęła Polską [WIDEO, ZDJĘCIA]
Około pół kilometra przed przystankiem Gdańsk-Kokoszki kierowca autobusu podjął się wyprzedzenia ciężarówki. Gdy wracał na swój pas, pękła prawa przednia opona. Utrata panowania nad pojazdem była nieunikniona. Przepełniony Autosan H9-21 zjechał na pobocze i wbił się w widoczne na zdjęciu drzewo. Ścięto je dopiero 14 lat później. Dziś stoi tu pamiątka ku czci ofiar katastrofy. - Pracuję kilometr od tego miejsca. Kiedy przejeżdżam obok, zawsze patrzę na tę tablicę - pisze nasz czytelnik.
W chwili uderzenia pasażerowie zalali się krwią i łzami rozpaczy. Próbowali ratować siebie nawzajem, rozrywając wrak zniszczonego autobusu. Z pomocą ruszyli również kierowcy samochodów. Dla ofiar i rannych czas stanął w miejscu. Do tych, którzy w ostatniej chwili zmienili plany, niebawem dotarła informacja, że otarli się o śmierć. - Bardzo dobrze pamiętam ten czas. Siedziałem wtedy z rodzicami w Gowidlinie. Tata sprzedał parę dni wcześniej dużego Fiata. Przez chwilę byliśmy bez gabloty. Plan był taki, żeby wsiąść około 19:00-20:00 w PKS relacji Gowidlino-Kartuzy i przesiąść się na ten feralny z Zaworów do Gdańska. Nie pojechaliśmy z różnych powodów. Myślę, że dlatego mogę to teraz pisać - opowiada po latach jeden z internautów.
Polecany artykuł:
Wypadek w Kokoszkach zostanie przedstawiony w serii filmów dokumentalnych „Największe polskie katastrofy“ na Discovery Channel. Zbiór reportaży o przyczynach, ciągu zdarzeń oraz skutkach największych tragedii w powojennej Polsce cieszy się dużą popularnością wśród widzów. - „Największe polskie katastrofy” to wyjątkowa seria. Każde z tych wydarzeń udokumentowaliśmy i przeanalizowaliśmy krok po kroku. Dotarliśmy do nieznanych wcześniej informacji, świadków i ekspertów. Niepublikowane wcześniej rozmowy z ratownikami, lekarzami, a także ocalałymi to wielka wartość tego dokumentu. To wszystko złożyło się na bardzo emocjonujące historie - tłumaczy Przemysław Kwiatkowski, dyrektor programowy kanałów factual w TVN Grupa Discovery.
Czy da się wskazać winnych katastrofy autobusu w Kokoszkach bez żadnych wątpliwości? Zobacz powtórkę reportażu o tragedii sprzed 26 lat w programie „Największe polskie katastrofy“ na Discovery Channel. Transmisja już w najbliższy czwartek o 22:00, w sobotę o 22:00 oraz w niedzielę o 13:00. Następna okazja, by nadrobić zaległości w kolejny poniedziałek (30 listopada) o 17:00.
A jakie Wy macie wspomnienia związane z tragedią z 1994 roku? Podzielcie się z nami w sekcji komentarzy pod postem na Facebooku [KLIKNIJ TUTAJ].