Jolanta P. była zastępca głównej księgowej Sądu Okręgowego w Koszalinie. W sądzie pracowała w sumie ponad 20 lat. Została zwolniona dyscyplinarnie w połowie sierpnia 2018 roku po kontroli przeprowadzonej przez prezesa i dyrektor koszalińskiego sądu. Z kontroli wynikało, że z kasy zapomogo-pożyczkowej zniknęło co najmniej 285 tys. zł. Śledztwo w tej sprawie przeprowadziła Prokuratura Okręgowa w Koszalinie. Ustalono, że obrotna księgowa wyciągnęła z sądowej kasy od 4 listopada 2003 roku do 20 sierpnia 2018 roku w krótkich odstępach czasu i z góry powziętym zamiarem pieniądze w łącznej kwocie 577 tysięcy 747 złotych i 15 groszy. Pieniądze należały do sędziów i pozostałych pracowników sądu. Pokrzywdzonych zostało w sumie 100 osób, które były członkami kasy zapomogowo-pożyczkowej.
- Oskarżona właściwie co roku wypłacała dla siebie pieniądze z kasy, gdy przychodzili po nie inni, mówiła, że pieniędzy nie ma. Jolanta P. przyznała się do popełnienia zarzucanych czynów. Jej działania miały na celu uzyskanie pieniędzy na osobiste wydatki - mówi prokurator Ryszard Gąsiorowski z Prokuratury Okręgowej w Koszalinie.
W listopadzie do Sądu Okręgowego w Słupsku, trafił akt oskarżenia w sprawie Joanny P. i dwóch innych pracownic koszalińskiego sądu, które miały jej pomagać. Od koleżanek główna oskarżona miała uzyskiwać czeki, przedstawiać im dokumentację, której te nie weryfikowały. W czasie sprawowania funkcji w zarządzie kasy obie przeszły na emeryturę. Nie powiadomiły o tym członków kasy. Nie odbyły się też nowe wybory, a proceder kradzieży trwał w najlepsze.
- Pozostała oskarżone nie przyznają się do popełnienia zarzucanych im czynów. Tłumaczyły, że wydawało im się, że jako emerytki mogą być w zarządzie kasy zapomogowo-pożyczkowej. Nie miały świadomości, że ich kadencja mogła wygasnąć. Natomiast Jolancie P. zaufały. Informacje i dokumenty, które im przekazywała w sprawie stanu finansowego kasy, wydawały się wiarygodne - tłumaczy prokurator Ryszard Gąsiorowski.
W środę przed Sądem Okręgowym w Słupsku, rozpoczął się proces Joanny P. i jej koleżanek. Głównej oskarżonej nie było na sali. Bożena U i Władysława S. nie przyznały się do winy i złożyły wyjaśnienia. Adwokat reprezentująca Joannę P., poinformowała, że jej klientka nie stawi się przed sądem do końca procesu. Oskarżonym grozi do 10 lat pozbawienia wolności.