"Kto zabił Iwonę Wieczorek?". Książka Janusza Szostaka szokuje. Co zdradził autor?
Iwona Wieczorek zaginęła w lipcu 2010 roku. - Ta sprawa stała się jakby narodową. Mówi się, że jest to najgłośniejsze zaginięcie w Polsce i najtrudniejsze do rozwiązania, z czym sam bym się do końca nie zgodził - zaczął premierowe spotkanie z czytelnikami Janusz Szostak, autor książki "Kto zabił Iwonę Wieczorek?". - Ja się sprawą Iwony zainteresowałem w 2015 roku. Wcześniej, w 2013 roku, popełniłem tekst w magazynie "Reporter", ale to nie ja byłem do końca jego autorem. Artykuł powstawał we współpracy, bez zagłębiania się w tę sprawę. Ktoś inny mi wówczas podsunął ten temat. Wtedy moja wiedza była powierzchowna, czyli w zasadzie żadna. Po dwóch latach napisała do mnie dziewczyna z jednej z grup poświęconych Iwonie z pytaniem, czy ja, jako dziennikarz, mógłbym przeczytać akta. Pomyślałem wtedy: "A po co mi te akta?". W końcu jednak się na to zdecydowałem, a prokuratura pozwoliła mi część akt sfotografować. Kiedy zacząłem czytać, ta historia zaczęła mnie wciągać - kontynuował Janusz Szostak, którego pierwszą książkę pt. "Co się stało z Iwoną Wieczorek?" z 2018 roku wciąż można kupić online [TUTAJ]. Dziennikarz śledczy wyjaśnił, że jego zdaniem służby zajmujące się zaginięciem młodej gdańszczanki popełniły liczne błędy. Zaznaczył także różnicę, jaką powinny czynić narzędzia, którymi dysponują policja i prokuratura, wyróżniając trudności, na jakie sam autor trafiał w swoich działaniach. - Policja ma możliwości i środki, których nie ma żaden dziennikarz. Z wieloma osobami chciałem porozmawiać, ale często spotykałem się z odmową. Policjanci mogliby z nimi porozmawiać nawet kilka razy, przesłuchać ich porządnie - mówił Janusz Szostak. Po takim wstępie przeszedł do konkretów.
- Paweł P. był przesłuchiwany ponad sto razy. Niektóre osoby zostały przesłuchane raz, dwa... albo nawet wcale! Niektóre osoby z otoczenia Iwony Wieczorek nigdy nie zostały przesłuchane. [...] Ojca biologicznego Iwony nigdy nie przesłuchano. Jej babcia też nie była przesłuchana, mimo że Iwona dzieliła się z nią swoimi problemami - tłumaczył Janusz Szostak. - Nie były sprawdzane bilingi wielu osób, w tym matki Iwony Wieczorek. Bilingi Patryka zniknęły. Nie było go przez jakiś czas, gdy zaginęła jego wielka miłość. On zniknął w tamtym czasie - wyliczał dziennikarz śledczy. - W tej książce skupiłem się na tle. O czym jest ta książka? Ona odkrywa białe plamy - mówił.
Janusz Szostak sporo mówił o osobie, którą z Iwoną Wieczorek łączyła więź emocjonalna. - Do dzisiaj nikogo nie dziwi, że chłopak, który był blisko zaginionej, który mógł mieć jakiś motyw, nie mówię, że miał, ale mógł mieć, nagle po zaginięciu na jakiś czas zniknął. Nie ma bilingów, nie ma tego chłopaka. On się zjawia trzeciego dnia. Dlaczego go nie było? Tego do tej pory nie wiemy - tłumaczył autor książki "Kto zabił Iwonę Wieczorek?". Wspomniał również, że policyjne śledztwo mogło potoczyć się zupełnie inaczej, "gdyby Marek Siewert został, gdyby mu pozwolono dokończyć tę sprawę". - Jego analiz i wniosków nigdy nie wykorzystano - tłumaczył Szostak. - Zaniedbano wiele spraw. Nie ściągnięto niektórych monitoringów - dodał.
Polecany artykuł:
- Pawła się oskarża, że miał powody, by jej coś zrobić. Był nękany, nadmiernie moim zdaniem, przez policję. On nie zbierałby na siebie dowodów. Mało kto wie, że Iwona miała jego telefon, a on chciał udostępnić policji lokalizację urządzenia - opowiadał Janusz Szostak.
Janusz Szostak tłumaczył, dlaczego jego zdaniem sprawa z pozoru wydaje się tak trudna. Jako główny powód podał opieszałość policji na samym początku śledztwa. - Jak szukano monitoringów dopiero po kilku dniach, to już ich nie znaleziono, tylko te dwa, do których mamy wgląd. Na początku nikt się do tego nie przykładał - mówił dziennikarz śledczy. - Teraz szuka się dowodów w sposób karykaturalny. W 2017 roku sprowadzono do Gdańska "Łowców głów". Policja tłumaczyła wtedy, że dawno nie szukano w Parku Reagana, więc może ślady się pojawiły. Jeżeli tych śladów nie znaleziono wcześniej, to teraz też się ich nie znajdzie, no chyba że wszystkie poprzednie poszukiwania były tak liche - ocenił.
- Myślę, że całe te poszukiwania Iwony Wieczorek to już są miliony złotych. To może być nawet około 5 milionów - mówił o działaniach prowadzonych przez służby Janusz Szostak.
Janusz Szostak zdradził, skąd zrodziło się jego zainteresowanie sprawą zaginięcia Iwony Wieczorek i pomysł wydania pierwszej książki. - Dlaczego napisałem tę pierwszą książkę? Gdy przeczytałem te akta, zorientowałem się, że wszystkie rzeczy, które zostały napisane o Iwonie Wieczorek, są wzięte z kosmosu. Teorie można sobie snuć, ale w aktach są ludzie, adresy, ich zeznania, dokumenty i dowody. One nie były znane nikomu wcześniej, poza śledczymi. Dziennikarze w ogóle do nich nie zaglądali. Akt nie czyta się jak powieść. W aktach trzeba dłubać, trzeba kluczyć, żeby dojść do wniosków. Ja to robiłem. Napisałem więc pierwszą książkę, która w 70 procentach jest oparta na tym, co jest w aktach, a i tak wszystkiego nie zmieściłem - tłumaczył Janusz Szostak, który jednocześnie, wraz z "Fundacją Na Tropie", rozpoczął własne poszukiwania. Odpowiedział przy tym na zarzuty, że "dorabia się na Iwonie Wieczorek". Jak stwierdził, wykłada na to pieniądze i angażuje ludzi, chcąc wyjaśnić zagadkę zniknięcia 19-latki. - Kiedy mama Iwony Wieczorek zarzuciła mi, że robię na jej córce biznes, otworzyły mi się oczy. Szukałem wielu zaginionych i wcześniej nie było przypadku, żeby matka powiedziała, że nie życzy sobie szukania jej dziecka. "Ja sobie nie życzę... bo się boję"? Tak uważam - podsumował. Przypomniał również odnalezienie Joanny Gibner po 24 latach, o czym więcej pisaliśmy w osobnym artykule [CZYTAJ SZCZEGÓŁY]. - Kiedy udało nam się znaleźć jej ciało, babcia Iwony, pani Janina, powiedziała do byłej synowej: "Może byśmy poprosili pana Szostaka, żeby poszukał też Iwony?". Jaka była odpowiedź? "Tego oszołoma? Nigdy" - opowiadał dziennikarz śledczy. Janusz Szostak odniósł się też do działań Krzysztofa Rutkowskiego. Stwierdził, że ten "podrzucał policji fałszywe tropy". - Pewnie teraz poniesie z tego powodu konsekwencje, bo to jest mataczenie. [...] Przykro mi jest, że mama Iwony ufa Rutkowskiemu. Dziwne jest dla mnie, że nie pamięta, kiedy zgłosiła zaginięcie córki, ale pamięta, kiedy przyjechał Rutkowski - dodał. - Wiem i policjanci też wiedzą, że ona nie mówi prawdy. Nie zabiła tej dziewczyny, ale wie więcej, niż mówi - podsumował Szostak.
Jak zapewnił autor książki "Kto zabił Iwonę Wieczorek?", o wszystkim, co robi i czego się dowiaduje, informuje odpowiednie organy. Ocenił, że "gdyby była jakaś sensowna kwota, odpowiednio wysoka nagroda, realna, nie wirtualna, ktoś by się złamał po latach. Ktoś, kto zna prawdę, opowiedziałby o wszystkim". - Myślę, że ten moment nastąpi, że ktoś o wszystkim opowie. [...] Ten, kto to zrobił, według mnie nie do końca był złym człowiekiem. Tego nie zrobił zbój lub gangster, tylko ktoś, kto Iwonę znał. Policja zapomina, że 80 procent zabójstw w Polsce to zabójstwa w gronie najbliższych. Rodzina i znajomi zabijają się nawzajem. Często jest tak, że zabijamy tego, kogo kochamy. Jak to policjanci brzydko mówią, "domowy ubój" - powiedział Janusz Szostak. - Uważam, że to się stało w jej bliskim otoczeniu. I osoby jej bliskie wiedzą, co się stało. Myślę nawet, że te osoby odwiedzają miejsce, gdzie jest Iwona. Ja wiem, kto to zrobił, ale nie wiem, gdzie ona jest. [...] Łatwo pozbyć się ciała człowieka, jeżeli wie się, jak to zrobić - dodał dziennikarz śledczy.
Janusz Szostak przy jednym z pytań na temat korzystania ze wsparcia jasnowidzów poprosił o wypowiedź panią Annę. Kobieta miała pomagać mu w poszukiwaniach. Zebrani słuchali z zainteresowaniem jej opinii i wspomnień z wizji, których doznawała w związku ze sprawą zaginięcia Iwony Wieczorek. - Jutro będziemy sprawdzać miejsce wskazane przez panią Annę - powiedział autor książki "Kto zabił Iwonę Wieczorek?".
- Mam nadzieję, że spotkamy się tu na konferencji prasowej po odnalezieniu ciała Iwony Wieczorek - zakończył Janusz Szostak.