Atak pseudokibiców na meczu Pogoń Lębork-Jaguar Gdańsk
Sześciu pseudokibiców Pogoni Lębork wdarło się do sektora gości w czasie meczu domowego z Jaguarem Gdańsk. Do ataku doszło w sobotę, 7 września, w czasie meczu 4. ligi piłki nożnej. Jak informuje policja, która dysponuje monitoringiem ze zdarzenia, zdarzenie miało miejsce tuż po rozpoczęciu drugiej połowy spotkania. Mężczyźni nie tylko zerwali transparent w barwach klubu z Gdańska, ale również pobili właściciela Jaguara, uderzając go pięścią w twarz, który próbował ich powstrzymać.
- Zabezpieczaliśmy ten mecz prewencyjnie, tj. na zewnątrz stadionu, choć wiemy już, że sektor gości nie był zamknięty, tylko otwarty. Prowadzimy w tej sprawie postępowanie dotyczące przestępstwa z art. 217 a kodeksu karnego, czyli naruszenia nietykalności cielesnej w związku z interwencją na rzecz ochrony bezpieczeństwa. Osobno wyjaśniamy również kwestię kradzieży transparentu i użycia środków pirotechnicznych, co podlega podlega pod kodeks wykroczeń - mówi "Super Expressowi" st. asp. Marta Szałkowska, rzeczniczka Komendy Powiatowej Policji w Tczewie. Dalsza część tekstu poniżej.
Dlaczego mecz nie został przerwany?
Policjanci wylegitymowali 32 pseudokibiców, a teraz prowadzą czynności zmierzające do ustalenia, którzy z nich zaatakowali sektor Jaguara Gdańsk. Właściciel klubu z Trójmiasta twierdzi, że wśród 5 poszkodowanych kibiców gości znajdowały się 3 osoby niepełnosprawne i dwaj seniorzy, w tym jego tata po kilku operacjach kręgosłupa. Mężczyzna nie rozumie ponadto, dlaczego mimo bulwersujących zdarzeń spotkanie nie zostało przerwane.
- Pytałem delegata, dlaczego nie przerwał meczu, to powiedział mi, że zawsze robią wszystko, aby grać do końca. Jak dziesięciu zamaskowanych kibiców biega po boisku, to nie jest to normalna sytuacja. Na boisku był mój brat, który wiedział, że tata jest w sektorze gości i w takim momencie trudno skoncentrować się na grze w piłkę. Mecz powinien zostać zakończony po tym incydencie. Wcześniej w jednym ze sklepów w Lęborku mama jednego z naszych zawodników usłyszała, że ma zdjąć szalik i schować do torebki, bo jej go zabiorą. Dla mnie to nie jest zrozumiałe i trzeba z tym walczyć - mówi Michał Jadanowski, którego cytuje "Dziennik Bałtycki".