Anna Antoń została ukąszona przez kleszcza. Pokazała rumień lekarzowi, jednak ten stwierdził, że to reakcja alergiczna. Gdy kobieta skarżyła się na bóle stawów, usłyszała o swojej nadwadze. Gdy w końcu wykryto, że to neuroborelioza, było już zbyt późno na trwałe wyleczenie.
Właściwą diagnozę Anna Antoń usłyszała dopiero dwa lata temu. Wcześniej lekarze nie potrafili jasno określić przyczyn pogarszającego się systematycznie stanu zdrowia pacjentki. - Raz powiedziano mi, że bolą mnie stawy, bo jestem za gruba - tłumaczy kobieta.
Kolejne terapie tylko pogarszały sytuację. Przepisywano różne antybiotyki, m.in. na zapalenie stawów, a nawet anginę. - Po nich bardzo bolała mnie głowa, miałam halucynacje. Lekarze mówili, że przesadzam i nic mi nie jest - wspomina Anna Antoń. - Miewałam bardzo silne stany lękowe. Jedna pani doktor zagroziła nawet, że wyśle mnie do psychiatryka, jeśli się nie uspokoję.
Po około dwóch latach zdiagnozowano u 33-latki neuroboreliozę. Przez skutki choroby kobieta straciła dobrą pracę w banku i jest na rencie inwalidzkiej. Utraciła też niestety pełną sprawność. Teraz po mieszkaniu porusza się o kulach, a spacery dobywa jedynie przy pomocy balkonika. Jej leczenie można wesprzeć za pośrednictwem serwisu zrzutka.pl [CZYTAJ WIĘCEJ].