13-letni Saul z Rumunii, który poprosił reporterkę TVN Uwaga! o to, by kupiła mu pizzę, nauczony jest kłamać jak z nut. Zapytany o to, co robi, powiedział, że jest na wakacjach, a o żebraniu na ulicy powiedział, że jest "fajne". Chłopiec powiedział, że resztę czasu spędza w hotelu. Jednak i to okazało się nieprawdą. Jak w trakcie trzech dni dziennikarskiego śledztwa zaobserwowała reporterka TVN, to jest dobrze funkcjonująca machina, wykorzystująca dzieci. W reportażu widzimy, jak dzieci żebrzą grając na akordeonie, a nieopodal pilnują ich dorośli - możliwe, że są to ich rodzice lub krewni, którzy ich "wypożyczyli". Jedna z kobiet co jakiś czas chodzi do pobliskiego sklepu wymieniać drobne na banknoty. Późnym wieczorem, po romskie dzieci przyjeżdżają samochody. W materiale TVN Uwaga! widzimy, jak jadą na parking pod nieczynny już hipermarket, a dzieci układane są do snu. Wtedy reporterka wzywa policję i prosi o interwencję. Jeden z dorosłych Romów mówi funkcjonariuszom, że przyjechali tu z rodziną turystycznie, a on zarabia na jedzenie grając na akordeonie. Stanowczo zaprzecza, jakoby w ten sposób miałyby zarabiać również dzieci. Funkcjonariusze proszą malców o pokazanie rączek i nóg, sprawdzają czy nie są ofiarami przemocy. Na interwencji się kończy, policja pozwala im odjechać. Jak mówi reporterka TVN, taka miała być decyzja prokuratora.
Żebrzący Romowie to w Trójmieście "norma". Jak powiedział jeden z sopockich kelnerów, przyjeżdżają co roku i oblegają miejsca, gdzie jest dużo turystów, w tym np. popularny "Monciak". "Tu są kamery, monitoring, policja widzi i nic z tym nie robi" - słyszymy w materiale. Jeden z restauratorów, który poprosił o ukrycie tożsamości, mówi o gangu. Opowiada, że zdarzają się nawet bezczelne kradzieże portfeli czy telefonów komórkowych ze stolików gości. Nie ma żalu do dzieci, tylko do dorosłych, którzy są organizatorami tego procederu. "Myślę, że gdyby się dowiedzieli, że wystąpiłem, pewnie już jutro miałbym nóż w plecach" - mówi z przekonaniem.
Dzieci zbierają pieniądze po kilkanaście godzin. Jak oszacowano, w ciągu jednego dnia, jedno jest w stanie "uzbierać" około 1000 złotych. Jak przekonany jest restaurator, z którym udało się porozmawiać reporterce, dzieci "nie widzą" z tego ani grosza.