Katastrofa autobusu w Gdańsku Kokoszkach to najbardziej tragiczny wypadek drogowy na terytorium Polski. W 1999 roku kierowcę PKS-u skazano na dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery lata. Zdaniem sądu mężczyzna dopuścił się umyślnego sprowadzenia niebezpieczeństwa katastrofy i nieumyślnie ją spowodował. Nieco łagodniejsze wyroki usłyszeli dwaj współwinni, odpowiadający za dopuszczenie autobusu do ruchu [CZYTAJ WIĘCEJ]. Przyczyny katastrofy wciąż są tematem dyskusji. - W toku śledztwa nie ustalono w sposób jednoznaczny związku przyczynowo-skutkowego między zabraniem nadmiernej liczby pasażerów a pęknięciem opony i spowodowaniem wypadku - tłumaczą autorzy serii „Największe polskie katastrofy“. Biegli ustalili, że w momencie uderzenia w pień w pojeździe pękły łączenia fragmentów blach. Dopiero w 2008 roku wycięto drzewo, o które roztrzaskał się 11-letni Autosan H9-21. Oskarżany kierowca do końca życia walczył z poczuciem winy. Nie wszyscy eksperci zgadzają się jednak z takim postawieniem sprawy. - Nie doszukiwałbym się jakiejkolwiek winy kierowcy. Nie dostał jakiegoś bardzo dużego wyroku. Raczej oskarżano go o to, że nie sprawdził stanu technicznego przed wyjazdem, że wziął za dużo pasażerów - mówi dziennikarzom Discovery Channel dr hab. inż. Mirosław Gidlewski, rzeczoznawca samochodowy. - Przyczyną tej katastrofy była nieprawidłowa jazda kierującego - kontruje mgr inż. Tadeusz Diupero. - Jeśli wyprzedzał samochód ciężarowy i potem zaczął uciekać na prawo, żeby powrócić na swój pas ruchu, to ta zwiększona masa, ten podwyższony środek masy spowodował, że trudniej było skręcać - stwierdza w reportażu biegły sądowy ds. odtwarzania przebiegu wypadków i kolizji drogowych.
W chwili uderzenia w drzewo dla uczestników katastrofy oraz ich najbliższych czas stanął w miejscu. - Pamiętam to jak dziś. Byłem na miejscu tego wypadku. Jako młody chłopak poszedłem zobaczyć, co się stało - wspomina nasz czytelnik. - Miejsce wypadku nie było zabezpieczone, więc mogłem podejść pod sam autobus. Widziałem mnóstwo leżących koło siebie ciał. Żadne nie było przykryte. Widok środka pojazdu jeszcze gorszy. Ludzie powkręcani między siedzenia i wystające pręty z ciał - opisuje internauta. Wielu mieszkańców Pomorza w katastrofie straciło bliskich. - Zginął tam mój wspaniały przyjaciel. Maciek miał dwadzieścia kilka lat. Jako ostatni wsiadł i raczej jako pierwszy zginął. Na przystanek podwiozła go rodzina samochodem. Gdy wrócili, akurat leciały w wiadomościach relacje z wypadku. Niestety, będąc tam z powrotem, zobaczyli go wśród martwych - pisze pan Bogdan, czytelnik Super Expressu. Są i tacy, którym zmiana planów uratowała życie. - Właśnie tym autobusem chcieliśmy wracać z wycieczki, ale uznaliśmy, że nadłożymy drogi i pójdziemy na PKP. Byliśmy o włos od tragedii - komentuje pani Wiktoria pod artykułem "Kierowcę się błagało, żeby zabrał". Zginęły 32 osoby. Drzewo przecięło autobus na pół [CZYTAJ WIĘCEJ]. Ból po utracie ukochanych osób zostaje w sercach na zawsze. Mimo upływu 26 lat, ciężko pogodzić się z koszmarnymi skutkami katastrofy. - Pamiętam, gdy do mamy zadzwonił telefon od rodziny, że ciocia z wujkiem zginęli na miejscu w tym tragicznym wypadku. Mieli już wysiadać, ale ich podróż zakończyła się w inny sposób. Spoczywajcie w spokoju - dodaje w poruszającym wpisie jeden z naszych czytelników. Kierowca pojazdu zmarł w 2014 roku. Gdy doszło do katastrofy, Jerzy M. miał 39 lat. Przez kolejne dwie dekady nie mógł pogodzić się z tragedią.
Wypadek w Kokoszkach został przedstawiony w serii filmów dokumentalnych „Największe polskie katastrofy“ na Discovery Channel.
Powtórkę reportażu o tragedii z maja 1994 roku w programie "Największe polskie katastrofy" będzie można obejrzeć w sobotę o 22:00 oraz w niedzielę o 13:00, a następnie w najbliższy poniedziałek (30 listopada) o 17:00. Obszerny artykuł dziennikarzy Super Expressu o przebiegu wypadku w Kokoszkach znajdziesz TUTAJ.