Biegli, a także śledczy z prokuratury w Słupsku przeprowadzili wczoraj eksperyment w miejscu obozu harcerskiego w Suszku. Podczas nawałnicy w nocy z 11 na 12 sierpnia zginęły tam dwie nastoletnie harcerki. Dziewczynki zostały przygniecione przez drzewo. Śledczy chcieli sprawdzić, czy opiekunowie zachowali procedury bezpieczeństwa w związku z zagrożeniem i czy w odpowiedni sposób nadany został sygnał alarmowy.
Śledczym zależało na odtworzeniu warunków, które panowały w obozie podczas nawałnicy, dlatego eksperyment został przeprowadzony po zmierzchu. Chodziło przede wszystkim o sprawdzenie czy w czasie nawałnicy widoczne były drogi ewakuacyjne. Eksperyment pokazał, że w ciemności nie były one dobrze widoczne, co oznaczało, że nie zostały prawidłowo oznakowane. Tym bardziej nie można było ich dostrzec w trakcie nawałnicy. Prokuratura ustaliła również, że nawet w optymalnych warunkach pogodowych sygnał dźwiękowy na wypadek zagrożenia, był ledwo słyszalny w oddalonych podobozach.
>>>Pomorska policja złapała złodzieja ludzkich szczątków z Pomorza. To 54-latek z Gdańska
Na razie prokuratura nie wysuwa jednoznacznych wniosków. Śledztwo prowadzone jest w trzech kierunkach: nieumyślnego spowodowania śmierci dwóch harcerek, 38 innych poszkodowanych uczestników obozu oraz bezpośredniego narażenia uczestników obozu na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Był to już drugi eksperyment w Suszku. Pierwszy przeprowadzony został w połowie września.