"Paragony grozy". Jest się czego bać?
Jurata. Jedna z najbardziej popularnych miejscowości na Półwyspie Helskim. Udaliśmy się do restauracji niedaleko plaży. Przy jednym ze stolików spotkaliśmy turystów ze wschodu kraju, którzy zamówili standardowy nad polskim morzem obiad. - Menu było wystawione przed restauracją. Za 100 gramów fileta z dorsza mieliśmy zapłacić 10 złotych. Idąc złożyć zamówienie, okazało się jednak, że najmniejszy filet, jaki jest na stanie, to około 250-300 gramów. Porcja frytek za 9 złotych, piwo bezalkoholowe 300 ml za 9 złotych, a do tego jeden bukiet surówek za 10 złotych. Wydaje się niewiele za obiad i napoje w restauracji, jednak jakość do ceny nie jest adekwatna. Surówki ewidentnie ze słoika, nie są nawet jadalne. Nie jesteśmy z mężem wybredni. Wiem, że w każdej restauracji kucharz gotuje inaczej... ale dodać do panierki dorsza przyprawę, czerwoną paprykę? - pyta zdumiona pani Teresa z Lublina. Przyjezdni zapłacili za obiad dla dwóch osób 97 złotych i 60 groszy. Ich zdaniem cena za posiłek nie była adekwatna do jakości dania.
- Płacąc tylko za obiad i napoje prawie 50 złotych za osobę, liczyliśmy po cichu, że smak wynagrodzi nam cenę. Zawiedliśmy się jednak. Przyjechaliśmy jakieś dwie godziny temu do Juraty i na pewno już tutaj nie zjemy. Można powiedzieć, że w tej restauracji jest to rzeczywiście "paragon grozy" - stwierdza pani Teresa.
W Internecie pojawiają się zdjęcia paragonów z kuriozalnymi cenami za gofry z różnych miejscowości nadmorskich. W Juracie prawie we wszystkich budkach ceny są do siebie bardzo zbliżone. Za jednego gofra z bitą śmietaną i owocami musimy zapłacić 16 złotych. Idąc na gofry z całą rodziną, rzeczywiście można więc zapłacić sporą kwotę.