Paweł zmarł w czasie pracy na turbinie wiatrowej. Nie doczeka narodzin synka
Synek, 36-letniego Pawła, który zmarł na turbinie wiatrowej, jeszcze nie przyszedł na świat, ale już teraz organizowana jest dla niego pomoc. Wdowa po mężczyźnie znalazła się w trudnej sytuacji finansowej, bo rodzina z Pomorskiego nadal spłaca kredyt za dom, który nie został ponadto wykończony. Kobieta stoi też przed problemem zabezpieczenia przyszłości swojej i dziecka, bo jej życie wywróciło do góry nogami tragiczne zdarzenie z 19 lipca br. Jej mąż pracował wtedy na turbinie wiatrowej w Gnojewie, ale znajdując się ok. 130 m nad ziemią, zasłabł. Najpierw reanimował go kolega, bo musiało upłynąć ok. 45 minut, zanim na taką wysokość dostali się strażacy. Przejęli oni prowadzenie resuscytacji krążeniowo-oddechowej, ale później zapadła decyzja, by ewakuować poszkodowanego przez otwór ewakuacyjny za pomocą specjalistycznego sprzętu alpinistycznego. Już po północy, czyli ok. 4 godziny od zasłabnięcia, 36-latkiem zajęła się karetka pogotowia, ale przed godz. 1 lekarz stwierdził zgon.
Ruszyła zbiórka dla żony 36-latka i ich synka
Doceniając zaangażowanie mężczyzny w zapewnienie swojej rodzinie jak najlepszej przyszłości i to, jak bardzo ją kochał, jego szwagier postanowił założyć zbiórkę pieniędzy na rzecz swojej siostry i dziecka - można ją znaleźć TUTAJ.
- Paweł miał 36 lat. Niestety, nie zdążył spełnić się w roli Ojca, choć zrobił wszystko co mógł, żeby zapewnić synkowi godną przyszłość. Wybudował bezpieczny dom, a ostatnią pracą jaką w nim wykonał było złożenie łóżeczka dla syna. Zdążył spełnić wiele swoich marzeń, jednak spełnienia najważniejszego nie doczekał – przytulenia swojego wyczekiwanego synka. Chciał mu przekazać całą swoją wiedzę, umiejętności oraz ogromną miłość - napisał mężczyzna na Zrzutka.pl.