Polacy coraz częściej i chętniej biorą udział w akcji ratowania osób zagrożonych utonięciem! W miniony czwartek (5 sierpnia) na plaży w Łebie, 400 osób zaangażowało się w poszukiwania 11-latka, który zniknął z zasięgu wzroku swojej mamy. Jak relacjonuje tvn24.pl, plażowicze utworzyli aż cztery łańcuchy życia, by jak najszybciej przeszukać teren i znaleźć nastolatka. - Od 17 lat jestem ratownikiem, ale po raz pierwszy spotkałem się z tak wielkim odzewem ludzi. Ludzie ręka w rękę, ramię w ramię przeczesywali wyznaczony obszar. W tym czasie ratownicy sprawdzali najbardziej niebezpieczne miejsca przy ostrogach - powiedział tvn24.pl Kacper Treder, który tego dnia pełnił funkcję koordynatora ratowników na plaży w Łebie. Na szczęście ostatecznie chłopiec odnalazł się cały i zdrowy. Dodatkowo okazało się, że nie przebywał w wodzie, lecz... w hotelu.
PRZECZYTAJ: To oni uratowali życie 3-letniej Martynce, której w wypadku urwało głowę. "Byliśmy przerażeni"
Gdy 11-latek nie mógł znaleźć swojej mamy, udał się do przebywającego w hotelu ojca. W międzyczasie matka chłopca, nie wiedząc gdzie się on znajduje wszczęła alarm. Po około 40 minutach dziecko wraz ze swoim ojcem wróciło z hotelu na plażę. Wówczas poszukiwania mogły zostać zakończone. Ta historia znalazła swój happy end, jednak zaangażowanie plażowiczów w chęć odnalezienia 11-latka jest godne podziwu.