To już kolejny wyrok w tej budzącej olbrzymie kontrowersje sprawie. Początkowo prokuratura umorzyła śledztwo, ale pseudokibice Lechii Gdańsk zaskarżyli tę decyzję do sądu, który w listopadzie 2015 roku nakazał wszcząć postępowanie na nowo i uzupełnić dowody. Akt oskarżenia został skierowany do Sądu Rejonowego w Sopocie w grudniu 2016 roku. Po dwuletnim procesie Bartłomiej Lademan i jego kolega z patrolu Łukasz Kawczak, który odszedł już z policji, zostali uniewinnieni. Na skutek apelacji pokrzywdzonych sąd wyższej instancji uchylił ten wyrok i nakazał ponowne rozpatrzenie sprawy. W lutym tego roku Sąd Rejonowy skazał Lademana i Kawczaka na kary po roku więzienia. Od tej decyzji sądu apelację złożyli obrońcy oskarżonych, ale Sąd Okręgowy w Gdańsku podtrzymał zaskarżony wyrok.
- Sąd nie ma wątpliwości, że pokrzywdzeni w tej sprawie to nie byli przypadkowi Bogu ducha winni obywatele, którzy szli spokojnie ulicą, nikomu nie szkodząc i nie robiąc nic złego zostali zaatakowani przez agresywnych policjantów. Oczywiście, tak nie było - powiedziała w uzasadnieniu wyroku sędzia Magdalena Czaplińska.
Przeczytaj także: Trójmiasto: Ciało pocięte maczetą, połamane kończyny. Pseudokibic w rękach policji
Policjanci skazani na więzienie za pobicie pseudokibiców Lechii w Sopocie! Wyrok jest prawomocny
Sąd przyznał, że reakcja oskarżonych policjantów 1 sierpnia 2014 roku przed jednym z sopockich pubów była w pełni uzasadniona.
- Została spowodowana niewłaściwym, nagannym zachowaniem pokrzywdzonych oraz świadka K. I tu nie można mieć żadnych zastrzeżeń pod adresem oskarżonych, bowiem finalnie przyjechało tam 5 czy 6 radiowozów policji, co świadczy o tym, jaki był stopień agresji ze strony pokrzywdzonych oraz świadka K. - ocenił sąd.
Zdaniem sądu, całe zdarzenie należy jednak podzielić na dwie odrębne części.
Polecany artykuł:
- Czymś zupełnie innym jest zachowanie oskarżonych w czasie transportu zatrzymanych do komendy miejskiej policji w Sopocie, a w szczególności w sali odpraw komendy, kiedy sytuacja się diametralnie zmieniła. Pokrzywdzeni, mimo że nadali byli wulgarni i agresywni, ale już tylko słownie, i nie stwarzali dla nich bezpośredniego zagrożenia. Ci mężczyźni siedzieli przez kilka godzin, z rękami skutymi do tyłu. A zatem nie było żadnych przesłanek do użycia wobec nich tak intensywnych środków przymusu bezpośredniego, a w szczególności fizycznego w postaci kopnięć w brzuch i uderzeń pięścią. Użycie siły fizycznej w tym momencie przestało być środkiem przymusu bezpośredniego, a stało się przemocą - uznał sąd.
Sąd Okręgowy skazał policjanta z Sopotu i byłego funkcjonariusza policji, oskarżonych o pobicie dwóch pseudokibiców Lechii Gdańsk
Zdaniem sądu, w przypadku zdarzenia przed klubem zeznania pokrzywdzonych nie były wiarygodne i służyły jedynie wybieleniu się przed zarzutem znieważenia i naruszenia nietykalności osobistej policjantów. W ocenie sądu, nieprawdziwe zeznania pokrzywdzonych odnośnie pierwszej części interwencji nie oznaczają automatycznie tego, że nie można dać im wiary, jeśli chodzi o zdarzenie w komendzie.
Sprawdź: Pseudokibic z Bydgoszczy wpadł w ręce policji. Próbował SPRYTNEJ sztuczki
Sąd podkreślił, że zeznania pokrzywdzonych dotyczące przebiegu zdarzenia na komisariacie zostały potwierdzone m.in. przez dokumentację lekarską i kilka opinii lekarskich. Sąd przyznał, że mocno zastanawiał się nad wymiarem kary. Za pobicie, którego następstwem jest ciężki uszczerbek na zdrowiu, grozi kara więzienia od 6 miesięcy do lat 8. Sąd Okręgowy stwierdził, że zgadza się ze stanowiskiem Sądu Rejonowego w Sopocie, aby w tej sprawie nie stosować warunkowego zawieszenia kary, bowiem "okoliczności obciążających jest zdecydowanie więcej niż łagodzących".
- Ze wszystkich opinii sądowo-lekarskich wynika, że gdyby nie szybka interwencja chirurgiczna, gdyby nie to, że następnego dnia jeden z pokrzywdzonych od razu trafił na stół operacyjny, ten człowiek straciłby życie - powiedziała sędzia Czaplińska.
Sąd przyznał, że policjant to trudny zawód, gdzie są duże obciążenia psychiczne.
- Policjanci są też ludźmi. Tak jak każdy człowiek mieli prawo być zdenerwowani, czuć się urażeni i obrażeni przez osoby zatrzymane. Ale oni tam byli jako funkcjonariusze państwa i odpowiednio przeszkoleni funkcjonariusze policji - uznał. - Mamy tu do czynienia właśnie z taką sytuacją. Dwóch wulgarnych, pijanych mężczyzn i funkcjonariusze policji, którzy nie wytrzymali, nie byli w stanie prawidłowo zareagować na to niewłaściwe zachowanie - stwierdził sąd.
Zwrócono też uwagę, że sala odpraw komendy jest pomieszczeniem ogólnie dostępnym.
- Świadczy to jednak o poczucie bezkarności sprawców, że zdecydowali się na dopuszczenie się takiego czynu w miejscu, gdzie w każdej chwili mógł ktoś wejść. To świadczy o tym, że nie mieli żadnych skrupułów, nie obawiali się nakrycia - dodał sąd.
- Mamy nadzieję, że nasi koledzy nie pójdą do więzienia. Bo jeśli tak się stanie, to ja mogę stwierdzić, że sąd w zasadzie stanął po stronie przestępców w Sopocie. Ja osobiście straciłem wiarę w sąd - powiedział dziennikarzom przewodniczący zarządu wojewódzkiego niezależnego samorządnego związku zawodowego policjantów nadkomisarz Józef Partyka.
Związkowiec podkreślił, że jego koledzy mieli do czynienia z mężczyznami, którzy byli już niejednokrotnie karani.
- Oni pojechali na miejsce bójki, rozróby i zostali duszeni. To co, mieli z kwiatkami przyjeżdżać? Musieli bronić swojego zdrowia i życia oraz innych osób, które tam się znajdowały. Ja nie wiem, jak dziś policjanci w Sopocie będą podejmować interwencje. Musimy się zwrócić do wyższych instancji. Myślę, że wystąpimy do ministra sprawiedliwości, do komendanta głównego, a w ostateczności może i do prezydenta o jakąkolwiek reakcję - zapowiedział Partyka.
Lademan powiedział mediom, że podejmie wszelkie możliwe kroki, w tym wystąpienie o elektroniczny dozór, aby nie pójść do więzienia. Zaznaczył jednak, że po 13 latach służby traci pracę w policji.
- Nie ma w tym kraju kompletnie żadnego prawa. Ja jestem uniewinniony na podstawie tych samych dowodów, na podstawie których drugi sąd kieruje mnie do więzienia. Bandyci nas zaatakowali, kiedy wyszliśmy z radiowozu, goście robią z nami rundę drugą, a ja ponoszę odpowiedzialność za ich obrażenia - mówił oburzony policjant.
Zdaniem Lademana, wyrok gdańskiego sądu to "lekcja dla wszystkich oficjantów".
- Odwracać głowę, nie robić nic, unikać interwencji. Nie daj Boże, jak cię bandyci zaatakują i się obronisz, to już jest pozamiatane - dodał. Jego obrońca Piotr Bartecki zapowiedział złożenie kasacji od wyroku do Sądu Najwyższego.