Jako pierwszy wyjaśnienia zaczął składać Wojcieszczuk. - Kościół nie był, nie jest i nie będzie zainteresowany wyjaśnieniem postępowania księdza Jankowskiego. Nie mam żadnej wątpliwości, że gdyby nie nasze działania, to jego pomnik nadal by stał - powiedział. Kiedy jednak oskarżony próbował dalej opowiadać o swoim czynie, wskazując na motywację m.in. tym, że jego zdaniem w sprawie przeszłości ks. Jankowskiego nie było żadnych reakcji organów państwa i władz Kościoła, sędzia Małgorzata Uszacka zwróciła mu kilkukrotnie uwagę. Podobnie sędzia przerywała Michałowi Wojcieszczukowi wypowiedź, kiedy ten chciał przytaczać relacje osób, które miał wykorzystać seksualnie gdański kapłan. Paweł Murawski, jeden z obrońców, stwierdził natomiast, że swobodna wypowiedź oskarżonego stanowi jego podstawowe prawo procesowe. - To uniemożliwi sądowi poznanie punktu widzenia podsądnych - przekonywał. W odpowiedzi na to sędzia odparła, że oskarżony skupia się w swoich wyjaśnieniach na okolicznościach pobocznych dla sprawy. - Ponieważ sąd nie pozwolił na wolność wypowiedzi mojemu przyjacielowi i współoskarżonemu, rezygnuję z prawa do składania wyjaśnień. Oświadczam tylko, że ks. Jankowski był pedofilem, konfidentem SB i antysemitą, a jego pomnik nigdy nie powinien stanąć w przestrzeni publicznej. To policzek dla jego ofiar - powiedział Konrad Korzeniowski, kolejny oskarżony.
Ze złożenia wyjaśnień odstąpił też Rafał Suszek, który jest doktorem fizyki matematycznej i adiunktem na Uniwersytecie Warszawskim, aktywnie uczestniczy w manifestacjach organizowanych przez Obywateli RP i Studencki Komitet Antyfaszystowski UW. - Absolutnie nie przyznaję się do zarzutów. Do czynu z lutego 2019 roku, będącego przedmiotem osądu, stanęło z podniesioną przyłbicą trzech dorosłych mężczyzn po solidnym wykształceniu, wyposażonych w istotną dla sprawy wiedzę historyczną i socjologiczną oraz świadomość prawną. Jeżeli nie ma w tym procesie miejsca na głos ofiar, to tego procesu nie ma - podkreślił Suszek.
Postawę sądu skrytykowała obecna na sali rozpraw posłanka Lewicy Joanna Scheuring-Wielgus. - Jestem bardzo zaskoczona takim zachowaniem sądu. Mam wrażenie, że sąd chce zrobić z tych aktywistów po prostu chuliganów, którzy przechodząc koło pomnika stwierdzili: "dobra, przewrócimy ten pomnik". A przecież było zupełnie inaczej - powiedziała dziennikarzom parlamentarzystka.
Do przewrócenia monumentu, stojącego niedaleko kościoła św. Brygidy w Gdańsku, doszło w nocy z 20 na 21 lutego 2019 roku. Oskarżeni przyczepili do pomnika linę i przewrócili go na przygotowane wcześniej opony samochodowe. Sama postać kapłana nie uległa uszkodzeniu, zniszczono jednak mocowanie postumentu. Mężczyźni ułożyli na figurze duchownego strój ministranta i dziecięcą bieliznę, jako symbole osób nieletnich, które miał molestować seksualnie zmarły w 2010 roku wieloletni proboszcz parafii św. Brygidy. Mężczyźni zadzwonili też na policję, informując o dokonaniu czynu. Nagranie filmowe z tego zdarzenia udostępnił na portalu społecznościowym dziennikarz Tomasz Sekielski. Jednemu z portali internetowych sprawcy przesłali kilkustronicowy manifest, w którym oświadczyli, że podjęli działanie, którego celem było "symboliczne strącenie ze wspólnotowego piedestału fałszywej pamięci i czci osoby Henryka Jankowskiego".
Według prokuratury, szkody materialne wyrządzone przez oskarżonych wyniosły około 30 tysięcy złotych. Już 23 lutego 2019 roku kilkudziesięciu pracowników Stoczni Gdańskiej ponownie ustawiło monument na skwerze przy ul. Stolarskiej. Jednak po dwóch tygodniach, zgodnie z uchwałą Rady Miasta Gdańska, pomnik zdemontowano i przekazano przedstawicielom komitetu, m.in. z NSZZ Solidarność.
Polecany artykuł: