Jak ustalili śledczy, około godziny 1:30 Maciej D. spowodował pożar poprzez podpalenie szmat i butelek plastikowych na najniższym poziomie budynku. - Podłożony przez niego ogień rozpowszechniał się poprzez klatkę schodową oraz drewniane schody w kierunku wyższych kondygnacji. W momencie podłożenia ognia w budynku przebywało 25 mieszkańców. W akcji gaśniczej uczestniczyło 8 zastępów straży pożarnej, a została ona zakończona około godziny 6:00 nad ranem - tłumaczy Paweł Wnuk z Prokuratury Okręgowej w Słupsku.
Z powodu rozległych poparzeń zginęły 2 osoby. To 16-letnia dziewczyna i 13-letni chłopiec. Kolejne dziecko (4-letni chłopiec) doznało ciężkich poparzeń większości ciała. Siedmioro innych mieszkańców doznało lekkiego podtrucia tlenkiem węgla oraz lekkich poparzeń.
- Celem działania Macieja D. było przede wszystkim spowodowanie śmierci swojej byłej partnerki życiowej. Kierowała nim chęć zemsty za zerwanie związku. Zamieszkiwane przez jego byłą partnerkę życiową mieszkanie zajmowane było łącznie przez 6 osób - opisuje Paweł Wnuk.
Biegli psychiatrzy orzekli, że Maciej D. był poczytalny w momencie podpalania budynku. W toku całego procesu sądowego nie przyznawał się on do popełnienia zarzucanej mu zbrodni. - Przesłuchany po raz pierwszy przez prokuratora na etapie prowadzonego śledztwa złożył jednak obszerne wyjaśnienia, w których szczegółowo opisał w jaki sposób dokonał podpalenia budynku - dodaje rzecznik słupskiej prokuratury.