Wszystko z powodu inwestycji, która zupełnie zmieniła sposób zasilania akwenu w wodę. Ponad dekadę temu, w ramach ogólnopolskiego programu Lasów Państwowych, w lesie wybudowano zbiornik retencyjny, do którego zasilania wykorzystano strumyk, który wcześniej płynął do Jeziora Otomińskiego. Inwestycja kosztowała około 200 milionów złotych, z czego ponad połowę sfinansowano z unijnej dotacji.
Od tego czasu w jeziorze stopniowo ubywa wody. Opady i topniejący śnieg nie są w stanie zasilić zbiornika, czego efekty widać z każdym kolejnym rokiem. Mieszkańcy obawiają się, że jezioro wkrótce zupełnie wyschnie, a co za tym idzie - zniknie popularne miejsce wypoczynku. "Nasze apele i prośby o zajęcie się sprawą są z niezrozumiałych powodów oddalane, bagatelizowane, wręcz Wody Polskie zaprzeczają faktowi wysychania jeziora" - mówią mieszkańcy na łamach portalu trojmiasto.pl i podkreślają, że ingerencja człowieka była tutaj zupełnie zbędna i nie przyczyniła się do wzrostu bioróżnorodności, a wręcz przeciwnie - znacznie ją zaburzyła.
- Nie trzeba było budować żadnych retencji. Tam toczyło się leśne życie, była bioróżnorodność. Bez ingerencji człowieka i bez kosztów. A i jezioro było zasilane - mów jeden z mieszkańców, cytowany przez "Dziennik Bałtycki".
Mieszkańcy domagają się pilnych prac przywracających poprzedni i - ich zdaniem - prawidłowy stan zasilania zbiornika. Co na ten temat sądzą przedstawiciele Wód Polskich i Nadleśnictwa Kolbudy?
- Obserwowane wahania poziomu lustra wody są związane z panującymi warunkami hydro-meteorologicznymi - wyjaśnia w rozmowie z portalem trojmiasto.pl Bogusław Pinkiewicz, rzecznik Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Gdańsku.
- Odtworzenie koryta strumyka jest fizycznie proste. Są jednak inne przeszkody. Retencja została stworzona, ma zasilanie z tego cieku. Jego brak spowoduje zanik retencji. Wydane zostały na nią pieniądze, też unijne. Był projekt, decyzje, pozwolenia. Musiałyby być zgody kilku instytucji na odwrócenie tego stanu rzeczy - mówi w rozmowie z "Dziennikiem Bałtyckim" zastępca nadleśniczego Tomasz Kaliszewski. - Sprawa nie jest prosta, ale nie mówimy kategorycznego "nie". Trzeba rozmawiać, wspólnie zastanowić się nad możliwymi rozwiązaniami. Konieczne byłyby też badania hydrologiczne.
Jakie będą dalsze losy jeziora? O tym mają zdecydować wyniki rozmów między przedstawicielami Wód Polskich i Nadleśnictwa Kolbudy. Wciąż jednak - mimo zapowiedzi - do nich nie doszło.