- Na ogłoszenie trafiłam wczoraj, idąc z synem do Biedronki na ulicy Wolności. Zrobiłam zdjęcie i wrzuciłam na grupę dzielnicy Nowy Port na Facebooku, aby po prostu pomóc tej osobie. Post powstał z nadzieją, że mieszkańcy Nowego Portu pomogą - powiedziała naszemu reporterowi pani Dorota, która umieściła fotografię w internecie.
Gdańszczanka nie przeliczyła się. Mieszkańcy dzielnicy i całego miasta od razu zainteresowali się sprawą. Post został udostępniony ponad tysiąc razy! - Dajcie znać na grupie, gdzie pieniądze zanieść. Jutro rano podrzucę - napisał jeden z internautów. - Chętnie się dorzucę - dodała kolejna osoba. Reakcje były fantastyczne. - Wrzucając post, nie wiedziałam, że tak się wszystko potoczy. Jednak są na świecie życzliwi ludzie - odpowiedziała komentującym pani Dorota.
Postanowiliśmy skontaktować się z lokalnymi aktywistami oraz społecznikami z Nowego Portu, którzy również zajęli się tematem. Udało im się dotrzeć do autora ogłoszenia. Mężczyzna mieszka z żoną. Przyznał, że pisząc ogłoszenie liczył na uczciwość. Krążąca po sieci informacja, że pieniądze już ktoś znalazł, okazała się "fake newsem". - Jeżeli zajdzie taka potrzeba, wspólnymi siłami pomożemy emerytowi. Chętnych do włączenia się w zbiórkę środków nie brakuje - mówił nam Jarosław Sobolewski, radny dzielnicy Nowy Port. Tymczasem okazuje się, że pan Henryk pomocy nie chce.
Poszkodowany zapewnił, że nie potrzebuje wsparcia materialnego. Wraz z żoną uznał, że jakoś sobie poradzą do końca miesiąca. - Mamy nadzieję, że policja znajdzie osobę, która przygarnęła emeryturę pana Henryka celowo, bądź nie, i jej nie zwróciła. Zapis z monitoringu w Biedronce już jest zabezpieczony - podaje FSI Nowy Port.