Pożar wybuchł 15 marca, w nocy. Kłęby dymu zauważyli pracownicy mieszkający nieopodal rancza. Od razu powiadomili Adama "Sheriffa" Mazurka, właściciela Wild West Ranch, po czym przystąpili do ewakuacji zwierząt. Z sekundy na sekundę ogień rozprzestrzeniał się. Najbardziej zagrożona była stajnia. "Sheriff" wraz z pracownikiem Marcinem wyprowadzali z szalejącego żywiołu konie. Dzięki szybkiej akcji, żadne zwierzę nie ucierpiało. Niestety "Sheriff" doznał rozległych poparzeń, głównie na dłoniach. Musiał trafić do szpitala.
Po ugaszeniu pożaru, stajnia, magazyn i miejsca, które służyły jako tematyczne atrakcje do zabaw, zostały całkowicie strawione przez ogień. Gdy przyjaciele i ludzie dobrego serca dowiedzieli się o pożarze, już tego samego dnia pojawili się na miejscu pogorzeliska. W ciągu kilku godzin została założona zbiórka pieniędzy na odbudowę rancza. Pomoc zaoferowali także właściciele lokalnych sklepów, sklep zoologiczny, który zaopatrzył ranczo w jedzenie dla koni.
- Pożar był straszny. Nad całym ranczem unosiły się kłęby dymu, a ogień przybierał na sile. Jedyne, co się liczyło, to uratować zwierzęta. Wraz z Marcinem, naszym pracownikiem, wyprowadzaliśmy ze stajni konie. Trafiłem do szpitala z rozległymi oparzeniami dłoni. Przeszedłem już jeden przeszczep skóry. Gdy leżałem w szpitalu i słyszałem o fali pomocy, jaką zaoferowali nie tylko przyjaciele, ale też obcy ludzie, wzruszyłem się. Jest to niesamowite. Do tej pory łzy same napływają do oczu - opowiada Adam Mazurek, właściciel Wild West Ranch.
Polecany artykuł:
Wiadomość o ludziach, którzy przybyli, by wesprzeć w uprzątnięciu skutków pożaru oraz odbudowie rancza, bardzo poruszyła "Sheriffa". Nie spodziewał się, że aż tyle osób zaangażuje się w pomoc. Po miesiącu nie widać już, że na ranczu był jakikolwiek pożar. Powstały nowe boksy dla koni, został wysypany świeży piasek, a po spaleniźnie nie ma śladu. Zbiórka na odbudowę rancza zakończyła się błyskawicznie. Ze sklepów trafiają tu ostatnie puszki z datkami.
- Mamy nadzieję, że uda nam się odbudować i zakupić to, co zostało spalone, a niebawem, gdy zrobi się cieplej, będziemy mogli wrócić do przyjmowania gości. Konie mają już praktycznie swój nowy dom. Oprócz stajni, spłonął nasz magazyn ze sprzętem oraz nasze atrakcje, które były elementem organizowanych przez nas przygód. Bardzo dziękuję każdemu, kto pomógł posprzątać skutki pożaru bądź wpłacił na odbudowę rancza chociaż złotówkę - mówi z uśmiechem "Sheriff".
Wild West Ranch zaczyna powoli wracać do normalności. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie ludzie dobrego serca, którzy wspierali ranczo w tym trudnym czasie.