Tragiczny finał pożaru pod Tczewem
W pożarze budynku mieszkalnego i warsztatu, który wybuchł w środę w Tczewskich Łąkach na Pomorzu, zginęła 34-letnia matka i jej 6-letnia córka. Do szpitala trafił poparzony ojciec rodziny. W akcji ratunkowej wzięło udział aż 10 zastępów straży pożarnej. Na parterze budynku mieścił się warsztat naprawy samochodów i motocykli. To tam, zdaniem strażaków, było zarzewie ognia. Prawdopodobnie zwarcie elektryczne przerodziło się w gwałtowny pożar. Właściciel warsztatu, 45-letni Radosław H. mieszkał wraz z żoną i córeczką na poddaszu. Kiedy dźwięki pękających, prawdopodobnie baków z paliwem, obudziły domowników, droga ucieczki schodami była już odcięta. Płomienie szalały. Dalszy ciąg materiału znajdziecie pod galerią ze zdjęciami, związanymi z tragedią.
Amelka i Małgosia zginęły w płomieniach. Sołtyska wsi opowiada o dramacie
Pan Radosław, jak mówią mieszkańcy, wydostał się na zewnątrz oknem dachowym. Zawołał do żony, by najpierw podała mu Amelkę. I w tym momencie z mieszkania buchnęła wielka kula ognia. Uderzyła w mężczyznę i pochłonęła dwójkę znajdujących się w środku osób. - Radek, sam mocno poparzony, krzyczał z bezsilności. Przecież tak bardzo kochał Małgorzatę i Amelkę - mówi nam jeden z mieszkańców. - To jakieś fatum, wcześniej stracił w wypadku swoją mamę - dodał poruszony w rozmowie z naszym dziennikarzem.
- Radek przeżył, jest w szpitalu, ale ciężko ludzkim rozumem ogarnąć co teraz przeżywa - mówi "Super Expressowi" pani Iwona, sołtyska Tczewskich Łąk. Mężczyzna działał w radzie sołeckiej, dlatego zna go dobrze. - Bardzo przeżywamy tę tragedię. Zastanawiamy się jak pomóc sąsiadowi - dodaje pani sołtys.
Kiedy na miejsce pożaru dotarły pierwsze wozy strażackie, cały budynek płonął. Po ugaszeniu ognia wydobyto z mieszkania ciała dwóch ofiar. Karetka zawiozła ojca rodziny do szpitala. Policja ustala przyczyny pożaru. Do sprawy wrócimy. Rodzinie i bliskim ofiar składamy wyrazy współczucia.
Polecany artykuł: