Pan Tomasz został na lotnisku
Historię pana Tomasza, który na początku lipca planował lot z lotniska w Gdańsku do Bristolu, opisał lokalny portal trojmiasto.pl. Mężczyzna, który od 20 lat mieszka w Wielkiej Brytanii, wymaga opieki medycznej i odprawiając się zaznaczył opcję, że potrzebuje pomocy asystenta na lotnisku, gdzie był już półtorej godziny przed startem samolotu. W dniu wylotu czuł się jednak na tyle dobrze, że przekazał obsłudze lotniska, że nie potrzebuje opieki. Gdy przy wejściu do rękawa wyświetlił się komunikat, że jest zgłoszenie o potrzebie pomocy asystenta, kobieta z obsługi zaproponowała, by mężczyzna usiadł w pobliżu wejścia do branki i czekał, aż zostanie poproszony o wejście do rękawa.
Niestety nikt się nie pojawił, bramka została zamknięta i pasażer nie został wpuszczony na pokład. Odesłano go do punktu obsługi w celu wyjaśnienia sprawy.
"Zacząłem błagać, aby mnie jeszcze wpuścić na pokład samolotu, który widziałem przez szyby. Jednakże stanowczo zostałem doprowadzony do POK, gdzie prawie z uśmiechem na twarzy szefowa tego punktu poinformowała, że dzisiaj to już nie polecę, trzeba było się pilnować itp." - żali się pan Tomasz w liście do portalu trojmiasto.pl. - "Wręcz na mnie pani kierownik wyładowała swoją złość, twierdząc, że to wszystko moja wina" - dodaje rozgoryczony mężczyzna.
Ostatecznie pan Tomasz poleciał do Wielkiej Brytanii innego dnia. Jak dodał, za zmianę terminu "wymuszono" na nim opłatę za nowy bilet w wysokości 100 funtów, oferując jedynie darmowy przejazd taksówką do hotelu.
Ryanair się tłumaczy
Dziennikarze portalu trojmiasto.pl skontaktowali się z przewoźnikiem. W odpowiedzi otrzymali lakoniczną informację, że sytuacja wynika wyłącznie z winy pasażera, gdyż "nie stawił się przy bramce i spóźnił się na lot". Przedstawiciele Ryanair tłumaczą, że wynika to z przepisów, według których pasażer miał obowiązek stawić się przy bramce przed jej zamknięciem, wówczas mógłby wejść na pokład samolotu.