Henryk Indyk, rybak z Helu, który od 30 lat trudni się poławianiem ryb z Bałtyku przyznaje, że ryby pływające w morzu z roku na rok są coraz mniejsze, mizerniejsze i chudsze. Powód? Według doświadczonego rybaka jest ich kilka, ale jako główne źródło braku "porządnych" ryb wskazuje wizyty ogromnych "paszowców" - czyli dużych statków poławiających ryby na paszę dla innych zwierząt.
- To już kolejny rok jak na naszych łowiskach nie ma porządnej ryby. Flądry i dorsze są mizerne, chude i małe. Zazwyczaj żywiły się śledziami i szprotami. Dziś ten wartościowy pokarm wyławiają i to na naszych polskich wodach, wielkie paszowce, głównie pod duńską banderą - przyznaje z rozbrajającą szczerością rybak.
Mniej pokarmu w Bałtyku to nie wszystko. Zdaniem Indyckiego, równie negatywny wpływ na jakość i wielkość bałtyckich ryb mają, tak lubiane przez ekologów i turystów, foki. Rybak zauważa, że te budzące ogromną sympatię ssaki, wcale nie są już tak sympatyczne dla samych poławiaczy ryb. Dlaczego?
- Foki są nosicielami nicieni. Te morskie ssaki wraz z kałem wydalają ich jaja, które stają się pokarmem organizmów żyjących w wodzie. One z kolei przenoszą pasożyta na ryby. Jeśli nicienie zagnieżdżą się w wątrobie dorsza, cała ryba traci na kondycji i nigdy nie dorasta do normalnych rozmiarów - czytamy w wywiadzie.
Rybak zdradza też, co ląduje na naszych talerzach, kiedy wybieramy się do nadmorskiej smażalni. I nie jest to najczęściej bałtycka, nawet ta wymizerowana ryba. Zazwyczaj w lokalach gastronomicznych ulokowanych wzdłuż wybrzeża zaserwują nam... norweskie mrożonki.
- To zazwyczaj mrożone produkty przywożone w kartonach Marine Harvest, czyli jednej z największych norweskich firm przetwórstwa rybnego. Trzęsie naszym rynkiem, na którym kiedyś królowały firmy rodzinne. Korzystają z niskich cen w skupach ryb - opowiada Indycki.