Dariusz Pawlak walczył z nałogiem alkoholowym. Odstawienie trunków wywołało u niego ataki padaczki. Otrzymał skierowanie do gdańskiego wojewódzkiego szpitala psychiatrycznego. Pan Darek z siostrą Brygidą pojechali na miejsce. Tam rozegrała się główna część dramatu. Pacjentowi kazano czekać na zewnątrz. – Po godzinie brat dostał ataku padaczki i uderzył głową o beton. Wolałam pomocy. Przyszedł ratownik, gdy pokazałam mu krwiaka na głowie brata, nic nie powiedział. Krwiak był wielkości pięści – skarży się pani Brygida.
Gdy mężczyzna odzyskał przytomność, ratownik zadał mu podstawowe pytania. – Brat mało już kontaktował. Odpowiedział, że mieszka w Niemczech, bo tam pracuje – relacjonuje siostra.
Medyk zostawił panią Brygidę z bratem samych. Wtedy Dariusz doznał trzeciego ataku padaczki. Pojawiło się dwóch ratowników. Trzymali nieprzytomnego pacjenta. Gdy atak minął, pozostawili go na betonie. Następnie zjawił się ratownik i podał relanium. Potem pan Darek został dosłownie przeciągnięty do izby przyjęć. Leżał nieprzytomny na szpitalnej podłodze. – Błagałam o pomoc. Dopiero, gdy zobaczyłam, że brat sinieje, lekarze stwierdzili, że trzeba go przewieźć na oddział ratunkowy. Kazali mi dzwonić po karetkę i nie przyznawać się, gdzie jesteśmy – opowiada dramat siostra zmarłego.
Wreszcie ambulans zabrał pacjenta w stanie ciężkim na oddział ratunkowy Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku. Zmarł dzień później. Powodem był obrzęk mózgu.
Sprawę bada Prokuratura Okręgowa w Gdańsku.