Do zdarzenia doszło 21 lipca 2019 roku w Gdyni. Choć wciąż trudno w to uwierzyć, w trakcie skoku na bungee zerwała się lina. - Poszkodowany mężczyzna doznał wielomiejscowego urazu, w tym licznych złamań kręgosłupa oraz wstrząśnienia mózgu. Jak wynika z opinii sądowo-lekarskiej, uraz ten narażał pokrzywdzonego na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i spowodował długotrwałą chorobę - mówi Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Jak to możliwe, że mężczyzna spadł z tak dużej wysokości? - Ustalono, że w tracie skoku doszło do uszkodzenia, pęknięcia liny. Część nici lin oplatających kauszę wysunęła się, co spowodowało przeciążenie i przerwanie pozostałych. Biegli wskazali, że ustalony mechanizm uszkodzenia został zapoczątkowany już podczas skoków poprzedzających wypadek - tłumaczy rzeczniczka gdańskiej prokuratury.
Poniższe wideo oglądasz na własną odpowiedzialność...
Jak ustalono, lina nie posiadała certyfikatu i miała zbyt mały współczynnik bezpieczeństwa. - Sposób jej mocowania do kauszy był niewystarczająco mocny. Przerwanie liny wystąpiło w miejscu zasłoniętym przez rękaw ochronny. Biegli wskazali, że każda zmiana typu pęknięcia byłaby dostrzeżona w przypadku kontroli liny przed każdym skokiem. Takich kontroli nie stwierdzono. Błąd organizatora skoków polegał również na braku zastosowania dodatkowego zabezpieczenia dla skaczącego - dodaje Grażyna Wawryniuk.
Osobą odpowiedzialną za organizację, sprzęt oraz bezpieczeństwo skaczących był 55-letni instruktor. Przedstawiono mu zarzut nieumyślnego narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu 8 osób, które wykonały skoki przed wypadkiem, a także nieumyślnego spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu u pokrzywdzonego. Grozi mu kara pozbawienia wolności na co najmniej 3 lata. Mężczyzna nie przyznał się do winy. Odmówił też złożenia wyjaśnień.