Jak przekazuje Polska Agencja Prasowa (PAP) w Sądzie Rejonowym w Gdyni w środę (18 grudnia 2022) zapadł wyrok w sprawie skoku na bungee sprzed trzech lat. W lipcu 2019 pokrzywdzony Krzysztof W. spadł z wysokości kilkunastu metrów na skokochron.
W sądzie nie pojawił się oskarżony Krzysztof M. Nie było również jego pełnomocnika. Sędzia Sądu Rejonowego Maciej Potyrała odczytując w środę wyrok wskazywał, że wymierzając karę roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata sąd brał pod uwagę, że 57-letni instruktor Krzysztof M. jest osobą niekaraną, a "w ocenie sądu brak jest przesłanek do orzeczenia bezwzględnej kary pozbawienia wolności". W uzasadnieniu sędzia podkreślił, że przyczyną przerwania liny 21 lipca 2019 roku, w trakcie skoku na bungee, było "zbyt słabe mocowanie liny do kauszy, który stanowił zakończenie liny i wiązał linę z ramieniem dźwigu, z którego wykonywano skoki".
Ponadto, jak wskazywał sędzia "przerwanie mocowania było konsekwencją uszkodzeń jakich doznała lina podczas eksploatacji".
W uzasadnieniu sędzia podkreślił, że zdaniem biegłych "uszkodzenia liny były widoczne i możliwe do zdiagnozowania jeszcze przed wykonaniem skoku przez pokrzywdzonego".
Dodał, że osobą odpowiedzialną za narażenie pokrzywdzonego Krzysztof W. na niebezpieczeństwo utraty życia i uszczerbku na zdrowiu był oskarżony Krzysztof M.
- Odpowiadał za organizację skoków, za sprzęt i bezpieczeństwo - uzasadniał sędzia.
Wskazywał również, że jako osoba odpowiedzialna oskarżony był obowiązany do monitorowania stanu liny, na której wykonywane były skoki.
- Ta kontrola stanu liny powinna polegać na kontroli całego przebiegu liny, a w szczególności zakończeń liny, które są poddawane dużym przeciążeniom i tej kontroli po stronie oskarżonego zabrakło - stwierdził sędzia.
W uzasadnieniu sędzia podkreślił, że biegli wskazali, że uszkodzenia liny, które skutkowały jej przerwaniem musiały istnieć i być widoczne co najmniej po oddaniu poprzedzającego skok, który wykonywał pokrzywdzony Krzysztof W.
- Gdyby oskarżony dokonał prawidłowego oglądu liny, zapoznał się z jej stanem przed oddaniem skoku przez Krzysztofa W. mógł zauważyć to uszkodzenie i wyeliminować linę z użycia, co zapobiegłoby zaistnieniu tego wypadku - uzasadniał.
Dodał, że w trakcie przesłuchania oskarżony wyjaśniał, że lina była użyta co najmniej 130 razy przed skokiem pokrzywdzonego.
Prokuratura: to przypadek bardzo nietypowy
Prokurator Prokuratury Rejonowej Małgorzata Gebel w rozmowie z PAP stwierdziła, że wyrok jest zgodny z oczekiwaniami prokuratury.
- To jest kara adekwatna, ponieważ jest to przypadek bardzo nietypowy - oceniła.
Instruktorowi skoków na bungee prokuratura postawiła również zarzut nieumyślnego narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu 8 osób, które wykonały tego dnia skoki przed skokiem Krzysztofa W.
Sąd wskazał że nie można przypisać oskarżonemu nieprawidłowości polegających na tym, że stworzył linę, która nie posiadała certyfikatu nośności, gdyż w polskim systemie prawa "brak jest przepisów, które regulowały by skoki na bungee i warunki jakie musi odpowiadać lina wykorzystywana do skoków".
Gdynia. Dramat podczas skoku na bungee
Przypomnijmy, do wypadku doszło w lipcu 2019 roku w Gdyni w Parku Europy. Mężczyzna skakał z wysięgnika na wysokości ok. 90 metrów.
W trakcie skoku doszło do zerwania liny. Pokrzywdzony mężczyzna spadł z wysokości kilkunastu metrów na skokochron. Z obrażeniami został przewieziony do szpitala. Doznał wielomiejscowego urazu, w tym licznych złamań kręgosłupa oraz wstrząśnienia mózgu.
Z opinii sądowo–lekarskiej wynikało, że uraz ten narażał pokrzywdzonego na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i spowodował długotrwałą chorobę.
Prokuratura ustaliła, że w tracie skoku doszło do pęknięcia liny. Części nici liny oplatających kauszę wysunęła się, co spowodowało przeciążenie i przerwane pozostałych.
Wyrok Sądu Rejonowego w Gdyni jest nieprawomocny.