Morderca Olusia zakopał w lesie jedzenie i ciuchy. Przygotował się do ucieczki
- Znaleźliśmy w lesie zakopane beczki z żywnością i ubraniami. To daje do myślenia, jaki to jest człowiek i sugeruje, że on się do tego przygotował. Jestem pewny, że poszukiwany przemieszcza się po tym lesie. Ma jakiś schemat, ale nie wiemy jaki. Raz był prawdopodobnie widziany. Raz też złapała go kamera termowizyjna, ale tylko na chwilę. Bo gdy tylko go namierzyła, on nagle zniknął - jakby zapadł się pod ziemię - mówi nam jeden z policjantów biorących udział w poszukiwaniach Grzegorza Borysa. 20 października, w piątkowy poranek, mężczyzna zabił swojego synka, Olka (+6 l.). Potem zabrał ze sobą plecak i wybiegł z domu. Było kilka minut po godzinie siódmej rano. Do lasu na rogatkach Gdyni miał około 600 metrów. Na monitoringu widać, jak biegnie w stronę Źródła Marii. Policjanci i żandarmeria wojskowa do tego nagrania dotarli tego samego dnia, około godz. 11:00.
Gigantyczna obława na Grzegorza Borysa trwa od tygodnia
To tam, przy źródełku, mundurowi rozpoczną poszukiwania. Najpierw do lasu wejdą funkcjonariusze Żandarmerii Wojskowej - ci są w pełnym rynsztunku. W rękach ściskają długą broń. Wyglądają jak by byli na wojnie, jakby ścigali groźnych terrorystów. Potem żandarmom zaczną pomagać policjanci z tropiącymi psami, które doprowadzą ich do zbiorniku wodnego w lesie. Nurkowie, którzy wejdą do wody, nic w niej nie znajdą. Ci, którzy ścigają mordercę, wiedzą już, że mężczyzna wszedł do wody, by zgubić trop. Do Gdyni docierają kolejni policjanci - w sobotę rano jest ich 1000. Od tamtego momentu na obrzeżach miasta non stop słychać wycie policyjnych radiowozów. Po niebie latają śmigłowce i drony z kamerami termowizyjnymi. Policjanci są na każdej leśnej dróżce, do swojej dyspozycji mają quady. Raz wieje, raz pada, raz świeci słońce, ale funkcjonariuszom nie przeszkadzają warunki atmosferyczne - obława nieustannie trwa.
Kim jest Grzegorz Borys, podejrzany o zabójstwo swojego synka?
Grzegorz Borys to 44-letni zawodowy żołnierz i marynarz. W porcie wojennym w Gdyni pracował jako kierowca. Niczym się nie wyróżniał. Cichy, spokojny, nikomu nie rzucał się w oczy. Razem z żoną i 6-letnim synkiem, Olkiem, mieszkał na parterze domu przy ul. Górniczej w Gdyni. To tam doszło do zbrodni. Ciało chłopca znalazła jego mama. Zawiadomiła policję o godzinie 10:14 wskazując, że sprawcą może być ojciec dziecka. Przyczyną śmierci 6-latka była rozległa rana cięta na szyi. Poszukiwany w domu zostawił list dla policjantów. Śledczy szybko ustalili, że od kilku lat Borys często chodził do pobliskiego lasu. Tam potrafił przeżyć w nim nawet tydzień, budując ziemianki i szałasy.
- Może ukrywać się bardzo długo. Bez wody człowiek przetrwa trzy dni. Bez jedzenia trzy tygodnie. W naszym klimacie z wodą nie ma problemu. A w lesie łatwo można pozyskać jedzenie - mówi nam Dariusz Liss (52 l.), były policjant, który teraz zajmuje się organizacją obozów przetrwania. - Jeżeli ten człowiek pozbył się urządzeń elektronicznych, to jest praktycznie nie do namierzenia. Zapewne wie, jak osłonić się przed termowizją. Prawdopodobnie w lesie ma przygotowane szałasy lub ziemianki. Jeśli ma wiedzę, jak rozpalić ognisko i być niezauważony, to będzie z tego korzystał. Dla niego zagrożeniem są postronne osoby. Ponieważ, kiedy go zauważą, na pewno poinformują służby. Dlatego może być niebezpieczny i stanowić dla nich zagrożenie. On uciekł do lasu, bo uważa, że jest w nim bezpieczny. Większość osób tak nie pomyśli - tłumaczy Dariusz Liss.
Listen on Spreaker.