Do tragedii w kamienicy przy ulicy Pileckiego w Lęborku (woj. pomorskie) doszło w nocy z 30 września na 1 października ubiegłego roku. Mieszkańcy spali, gdy Maciej D. zakradł się do piwnicy, podpalił leżące tam stare szmaty oraz plastikowe butelki, po czym uciekł na skradzionym rowerze. Wybuchł pożar, z którego ludzie ratowali się skacząc przez okna. Aż 25 osób trafiło do szpitala z poparzeniami i objawami zatrucia dymem. W pożarze najbardziej ucierpiała Agata i jej dwaj młodsi bracia. Dziewczyna miała spaloną połowę ciała, a Janek poparzone aż 90 procent. Z całej trójki przeżył jedynie 6-letni Maciuś, ale wciąż walczy o powrót do zdrowia.
ZOBACZ TAKŻE: Janek cudem przeżył pożar
Macieja D. policja zatrzymała już dzień po pożarze. - Nie jestem zbrodniarzem i nikogo na sumieniu nie mam - twierdził w sądzie. W miniony czwartek (27 lutego 2020 roku) mężczyzna został skazany na dożywocie. Musi zapłacić 200 tysięcy złotych matce nieżyjących dzieci i 80 tysięcy złotych jej synowi. - Rozstałam się z nim dla dobra dziecka. Odgrażał się, że się zemści, że mnie spali. Nie myślałam, że jest do tego zdolny. Życia nic nie zwróci mojemu rodzeństwu, ale ten wyrok jest sprawiedliwy - mówi Daria Dynkiewicz, siostra tragicznie zmarłych nastolatków.
ZOBACZ TAKŻE: Dzieci wytykają mnie palcami, bo nie mam ucha