Zaginięcie Iwony Wieczorek. Czy można liczyć na przełom?
Iwona Wieczorek zaginęła w nocy z 16 na 17 lipca 2010 roku, gdy wracała pieszo z Sopotu do domu w Gdańsku. Sprawę prowadzą policjanci z krakowskiego Archiwum X. Funkcjonariusze wkroczyli w czwartek (5 marca) na teren wspomnianych ogródków działkowych. Wyposażeni w dron, georadar i psy tropiące przeczesywali miejsce, gdzie kilka godzin przed zniknięciem 19-letnia wówczas dziewczyna spotkała się ze znajomymi.
- Znalezienie szczątków bielizny i mówienie, że to przełom w sprawie... po 10 latach to zwykłe nieporozumienie. Wcześniej kilkukrotnie ponawiano przecież poszukiwania Iwony Wieczorek, m.in. w Parku im. Ronalda Reagana w Gdańsku, za każdym razem bezskutecznie - przypomina Janusz Szostak. Dziennikarz śledczy przy pracy nad książką o tajemniczym zaginięciu Iwony Wieczorek przeanalizował stosy akt. W jego opinii ostatnie kroki podjęte przez funkcjonariuszy są niezrozumiałe. - Jeśli policja nagłaśnia jakiekolwiek poszukiwania, oznacza to, że działa na pokaz - tłumaczy. - Przy próbach rozwiązania sprawy Iwony Wieczorek znaleziono już wcześniej fragment odzieży. Wówczas miejsce wskazał jasnowidz Jackowski z Człuchowa. Służby szybko zdementowały jednak, jakoby miało to stanowić jakikolwiek przełom. Bielizna nie należała bowiem do zaginionej - dodaje Janusz Szostak.
- Gdyby się przejść po tych działkach, pewnie taczkę ubrań byśmy zebrali. Doszukiwanie się znaczenia fragmentu bielizny w tak zawiłej i długo prowadzonej sprawie jest pomyłką. Skoro działki w Sopocie przeczesywano już w 2010 roku, dlaczego tego wówczas nie znaleziono? - pyta retorycznie autor książki "Co się stało z Iwoną Wieczorek?" wydawnictwa Harde. Publikacja jest dostępna w sprzedaży. Można ją znaleźć w dobrych księgarniach stacjonarnych i internetowych.
- Uważam, że policja jest w sprawie zaginięcia Iwony Wieczorek po prostu bezradna. Moim zdaniem rozwiązania należy szukać w zupełnie innym miejscu - podsumowuje Janusz Szostak.