- Rodzice parę lat temu przepisali mieszkanie na moją najmłodszą siostrę. Jakiś czas temu siostra i szwagier powiedzieli byśmy pojechali do notariusza, tam coś musisz podpisać. No i pojechaliśmy z mamą i jak się okazało podpisaliśmy, że zrzekliśmy się lokum. Siostra pojechała do ksiąg wieczystych i wykreśliła mnie. Nie wiedziałem co podpisuję, mówili że to sprawy mieszkaniowe - tłumaczy pan Henryk w jaki sposób został bezdomnym.
Wtedy zaczął się prawdziwy koszmar pana Henryka. Pewnego dnia szwagier wyrzucił pana Cieszyńskiego z mieszkania, nie pozwalając mu nawet zabrać swoich rzeczy. Zabronił mu kontaktować się z nimi i przychodzić w odwiedziny.
ZOBACZ: Gdańsk: Obleśny pedofil złapany. Wysyłał dzieciom zdjęcia swojego przyrodzenia
- Na początku mieszkałem w altance, którą zrobiłem dla mamy. Stamtąd też mnie wyrzucił. Wymienił kłódki i zagroził, że wezwie policję, że nielegalnie tam mieszkam. Teraz jedynym moim lokum jest moje auto, w którym spędzam dnie a na 18 chodzę do Bytowa, do ogrzewalni dla bezdomnych - opowiada ze smutkiem pan Henryk.
Auto stało się jedynym domem dla pana Cieszyńskiego. To tutaj trzyma on wszystkie swoje rzeczy. Gdy jest bardzo zimno, ubiera on grubszą kurtkę i przykrywa się kocem, by nie zamarznąć. Bezdomny z Dąbia dodaje, że kiedy próbował dostać się do mieszkania po swoje rzeczy, szwagier nie pozwolił mu wejść. Wyłamał mu palec i zrzucił ze schodów.
- Nie wpuścił mnie nawet na Wigilię. Co ja im takiego zrobiłem? Nie piję, nie przeszkadzałem im nawet, bo mieszkałem w jednym pokoju z mamą. Szwagier robi ze mnie tyrana i mówi wszystkim, że ja alkoholik i awanturnik. Ja nigdy im żadnego zła nie wyrządziłem - opowiada z olbrzymim żalem pan Henryk.
Mężczyzna ma nadzieję, że uda mu się przetrwać zimę. Stara się również o mieszkanie socjalne. Na tą chwilę musi poczekać na przyznanie mieszkania. Z pisma jakie otrzymał wynika, że w kolejce są inni mieszkańcy, którzy potrzebują również pomocy. Pan Henryk na tą chwilę musi dalej mieszkać w Seicento, to jedyne miejsce jakie mu pozostało.